Strony

wtorek, 12 czerwca 2012

diabeł nie koń normalnie


Skoro i tak tkwię przed komputerem sprawdzając co minutę co nowego na boisku to mogę dodać jeszcze jeden archiwalny sen.

No więc, na szczęście dowiedziałam się, że jeden taki ciemny typ chce mnie porwać. Udało mi się tego uniknąć na szczęście. A potem wystartowałam w wyścigu. Impreza była dwuczęściowa – pół drogi na piechotę, a drugie pół na koniu, potem znów na piechotę do mety. Ja oczywiście jak ostatnia pierdoła dobiegłam do miejsca pierwszej zmiany, gdzie sobie przypomniałam, że nie mam konia. Na szczęście dla mnie facet od porywania uprzejmie zamienił się w czarnego konia i mogłam kontynuować wyścig. Nie specjalnie mi się uśmiechało zostawiać konia na miejscu drugiej zmiany więc zabrałam jakiemuś gościowi jego numer startowy (1), założyłam go na konia i dalej biegliśmy razem. Oczywiście wygraliśmy, ale lekarze poinformowali nas, że jeszcze trochę takiego biegania, a byśmy umarli. Na konia zdaje się wołałam „Diabeł”.

taki typowy sen przy którym psychoanalityk posikałby się ze szczęścia. Jako, że koń będący symbolem uniesień porywających człowieka jest tu jednocześnie porywającym człowiekiem. I o ile nie chciałam dać się porwać człowiekowi, to na konia wsiadłam od razu. O ile pamiętam w legendach istnieje potwór porywający ludzi do wody, a ukrywający się pod postacią konia. I muszę przyznać, że jako symbol energii i siły koń znakomicie się sprawdza. Nigdy nie pisałam i nie myślałam o dziwnych kwestiach tyle co wtedy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz