Strony

wtorek, 19 czerwca 2012

rybiący wieżowiec


No więc – nie nie chodzi o wieżowiec jadący śledzikiem, ani inną rybą. Chociaż diabli wiedzą, bo ryba występująca w tym śnie jest mega wielka i zajebiście się nadaje na symbol konsumpcjonizmu i wytwór moich wyrzutów sumienia.

W wieżowcu nieznana mi młoda para brała ślub, na którymś z ostatnich pięter. Stali sobie odpicowani na na podeście, a za nimi leżała ogroooooooooooooomna ryba (mam wrażenie, że dałam za malo o). Ryba wyglądała jak skrzyżowanie jakiegoś pomarszczonego, głębinowego brzydactwa z kaszalotem w worku. W wielkiej mordzie , od ucha do ucha (chociaż ryby nie mają uch z wyjatkiem przysłowiowych śledzi) miała  kilkanaście dwulitrowych butelek z napojami gazowanymi, autorstwa znanych korporacji, a na dany znak przechyliła pysk i wychlała wszystkie te napoje jednym haustem. Potem musiałam iść i zapłacić za coś kartą, nie bardzo wiedziałam za co, bo nie przypominam sobie, żebym cokolwiek kupowała, ale zapłaciłam. Wychodząc miałam nieodparte wrażenie, że wybuliłam za to co wychlała ryba (równo tyle zapłaciłam ile wydałam na osiatkowanie okien antykotowe na jawie) Dostałam też owsiane ciasteczko, które przyznam dziwi mnie w tej historii. Byś może pojawia się jako metafora alternatywy posiadania lub zjedzenia ciasteczka. Czyli kasa albo siatki.
Potem jakaś dziewczyna, pojawiła się z typowego nienacka i zaczęła bić ludzi. Z bliżej nieznanego mi powodu ale bardzo efektownie. Robiła to z wyjątkowym entuzjazmem i fachowo, w sposób sugerujący, że ona jest tą dobrą, a oni tymi niedobrymi. W każdym razie ta akcja wywołała panikę i wszyscy schodziliśmy schodami w dół żeby się wydostać z wieżowca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz