niedziela, 10 czerwca 2012
historia łóżkowa z linczem w tle, reguła autobusowa w działaniu dla tramwajów, a nowoczesna urbanistyka i…no cóż kobieta pies z wężami zamiast palców – czyli Hekate we własnej mrocznej osobie.
dziś znów na bogato:
1.
Miejsce – możliwe, ze korytarz mojej podstawówki, albo stacja metra, albo podziemia, albo szpital. Albo ktoś to wszystko wrzucił w blender i zamontował mi we śnie rezultat. We wnęce leży łóżko staruszki, puste, ale dokładnie wiem, że to staruszki. Takie szpitalne łóżko, metalowe, cienka pościel. Prawie się spodziewałam, że jak uniosę kołdrę to znajdę pod nią zwłoki. Na szczęście było puste. Za to przyszły jakieś dwie blond dziunie, takie Jagny, i zajrzały do szafki stojącej na ziemi/szuflady? i znalazły tam kredki. Dalej pakować sobie na zapas. Więc im zagroziłam policją jak nie przestaną kraść. Obraziły się i poszły.
2. Gonimy sobie spokojnie po mieście elfa, zapewne w celu zlinczowania, kiedy nagle jeden z goniących nadeptuje na płaszcz innego. Płaszcz spada i okazuje się, że jako żywo to też elf, tylko ubrany na czerwono. I zaczyna robić to co rozsądne w tej sytuacji czyli spierdalać.
3. Pierwsza zasada autobusowa sprawdza się też dla tramwajów. Miałam pojechać dwoma, jeden do ciała, a drugi do ducha, jakoś tak. Ale oczywiście traf tu we właściwy numer ha! Z tego co pamiętam potrzebowałam 1 i 12. Startowałam najpierw z przystanku metra, tam trajtek był unoszącą się nad ziemią długą szyną, na której jeden za drugim, na amazonkę (bokiem znaczy) siadali ludzie, a potem szyna mknęła tak z metr nad ziemią i zastanawiałam się, jak te nieszczęsne staruszki się na tym trzymają. Potem miałam spacer pod kasztanami na ryżowej. A potem na jakieś nieznanej pętli, nie wiedzieć czemu kojarzącej sie z Wilanowską wsiadłam w drugi.
4. Śniłam wojnę i miasto, które trzeba było podbić, żeby je ocalić. Brzmi dziwnie, ale chodziło o to, że w środku była stocznia i fabryki i jak już wróg je podbije to zacznie tego używać zamiast zostawić jak my odłogiem. W każdym razie dowodziłam obroną miasta i skoro było powiedziane, że muszą nas podbić, żeby nas ratować to tak pokierowałam akcją, żeby nas podbili. Pamiętam, że zadziałało.
5.Gradów, stoję pod bramą i widzę jak pędzi do nas czarny pies, rottweiler. Zamykam bramę. Za nią jest noc. Pojawia się dziewczynka gryząca jak pies?/będąca psem/ z psią szczęką?. Ma węże zamiast palców. Gryzą, ale gorzej, że plują ogniem. Jak pluną na ciebie to zamieniasz się w kamień. I jak to bywa w snach my weapon of choice – nożyczki do paznokci. ha ha ha! Bardzo śmieszne, obcinałam jej te palce doskakując i unikając przemiany w kamień (meduza?), nie bez pewnych problemów, bo nożyczki małe i tępe. Potem wezwała wielkiego faceta, który też miał palce z węży i też je obcinałam. Pamiętam, że za bramą utkwiła Dorota (intelekt? realizm?) i mówiłam jej, żeby przeszła na moją stronę, bo tu jest bezpieczniej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz