sobota, 9 czerwca 2012
szaman, most i pierwsza zasada autobusowa, czyli o tym gdzie się zaczynają schody
Byłam w jadącym autobusie, nagle rozpoznałam osiedle w rodzinnym mieście, i wcisnęłam guzik na żądanie, żeby wysiąść w znajomej okolicy. Tyle, że zignorowałam podstawową zasadę autobusową. Nie ma tak, żeby autobus pojechał tam gdzie chcesz. Więc jak już wysiadłam okazało się, że to bynajmniej nie rodzinne miasto tylko Warszawa. A za osiedlem jest most, którym muszę przejść, bo jestem po zlej stronie Wisły. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Nie mogłam znaleźć wejścia na most, znalazłam się pod nim. Widziałam masę miejsc, które podejrzewałam o bycie wejściami, ale jakoś żadne nim się nie okazało. Wkurzona spytałam w końcu o drogę jakiś wyrostków bawiących się pod mostem. Wskazali mi schody. Szedł nimi jakiś mężczyzna w garniturze i z parasolem więc uznałam, że zaiste są to schody, skoro chodzą po nich ludzie. No więc nie…schody, kończyły się w powietrzu. Musieliśmy zawrócić w niejakim zdziwieniu. Wreszcie dotarłam do jakiś metalowych drzwiczek i weszłam przez nie do pomieszczenia, które wyglądało jak skrzyżowanie schronu, autostrady i toru bolidów. Miałam pewne obawy, że stoję na trasie dla samochodów, ale jak się rozejrzałam to się okazało, że inni też po tej trasie chodzą. Ogólnie to podziemia były otwarte dla zwiedzających i strasznie skomplikowane, na ścianach wisiały portrety historyczne i chodziła nawet wycieczka z przewodnikiem. Mając na uwadze możliwość zgubienia uznałam, że lepiej zapytam wycieczki o drogę, zwłaszcza, że na mapie na ścianie były zaznaczone poziomy lochów i wyglądało na to, że nie wszystkie są zbadane. Podeszłam i zapytałam przewodnika o drogę, a on mi na to, że nie jest przewodnikiem tylko szamanem. Był w towarzystwie dzieci, tak na oko 7-8 lat, chyba trójka. Kazał im poczekać na dole, a sam wsiadł ze mną do windy i wywiózł mnie na górę na most. Most był pusty, zero samochodów, nowa nawierzchnia i popełniłam błąd przez to, bo zamiast chodnika zaczęłam iść po jezdni. Co prawda nie tylko ja, ale jednak wolałam zejść, bo to nie było do końca bezpieczne. Obok mostu widziałam tarasy i mola, restaurację nad wodą, na palach, a także minęłam pomnik w parku, mający formę wielkiej pochodni. Potem już po drugiej stronie w parku, opowiadałam komuś, że spotkałam szamana.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz