piątek, 8 czerwca 2012
od bitwy do roweru
Szliśmy z wojskiem i paliliśmy wsie. Ale szło nam dość kiepsko, bo na sto tysięcy luda zabitego, traciliśmy 250 tys naszych. Za dużo chłopstwa w armii podejrzewam. Gdzieś po drodze wpadłam na pomysł, że może by tak te wrogie formacje srebrnymi kulami tłuc. Do tego czasu straciliśmy kilku ważnych znajomych, bo im ktoś w bitwie poderżnął gardło. Wtedy koleżanka znów poszła na urlop i druga z westchnieniem stwierdziła, że to już pewnie początek końca. Ale mimo to wystartowałam w wyścigu rowerowym, i nawet (chociaż przy pomocy pewnej doktorantki) dotarłam do mety i to trudniejszą trasą przez skrzyżowanie. Oczywiście dostałam mega ilości odcisków, w dziwnych miejscach i potem siedziałam i je przekłuwałam. Ale jak Dorota powiedziała, że można by jeździć rowerami do puszczy to poleciałam do matki, żeby mi kupiła rower górski, oczywiście odmówiła, ale ojciec się zgodził.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz