Strony

niedziela, 21 października 2012

przemycić Sfinksa do snu o przeszłości


Zaczęło się od tego, że okolicę nawiedzała potwora z jeziora. Ni to Nessi, ni to rekin ze szczęk, diabli wiedzą co. Płetwę było widać nad wodą, ale niewiele poza tym. Zachęceni tym opisem postanowiliśmy zrobić zdjęcia. Wzięłam komórkę, żeby nagrać nią film o poczwarze, jakbym nie mogła od razu zainwestować w kamerę.

Nie kojarzę teraz dobrze, skąd się wzięliśmy w tej kabinie na pomoście. Zdaje się, nazywa się takie kabinami kąpielowymi, można się w nich przebrać i spokojnie, nie będą zauważonym zejść do wody.  Staliśmy tak w cztery osoby, dwie  dziewczyny i dwóch chłopaków i mniej więcej ja. Nagle koło pomostu  pokazała się płetwa. Coś mnie tknęło, poczułam, że po prostu muszę odciągnąć koleżankę z miejsca gdzie stoi. Złapałam ją za rękę i siłą zabrałam od krawędzi. I dobrze zrobiłam, bo w tym momencie tuż obok nas pojawił się mały helikopter, a w nim jakaś złośliwie wyglądająca baba z kokiem na głowie i kamerą w ręku. Oświadczyła nam, że potwora z jeziora należy do niej i ma (znaczy baba nie potwora z jeziora) chytry plan puszczać w telewizji filmy nagranie z jej ataków. Wtedy potwora z jeziora odgryzła kawał pomostu gdzie stała druga koleżanka (pierwszą odciągnęłam). W sumie było wiadomo  od samego początku, że ten kawałek pomostu będzie zeżarty. Nie wiem czemu nie odciągnęłam obu dziewczyn?

Po jakimś czasie udało się nam na babie zemścić, zwabiliśmy terminatora z jeziora (bo po wyjściu z wody poczwara okazywała się terminatorem)  do sali gimnastycznej i zepchnęliśmy go z rusztowania. Jego zgon nagraliśmy komórką i puściliśmy w telewizji wrednej prukwie na pohybel.

Jednak to nie był koniec naszej historii. Nie wiadomo czy baba miała ich więcej, czy naprawiła tego, grunt, że dalej realizowała swój plan. Polegał on na tym, że wysyłała drania w przeszłość, żeby zabił kogoś kto miał czegoś dokonać. Zamierzaliśmy przy pomocy technologii o nazwie Sfinks przeszkodzić jej w tym planie. Przemyciliśmy ( z trudem) Sfinksa do miejsca gdzie miał zaatakować i rozejrzeliśmy się za ofiarą. Na ławce przed nami siedział Elvis i słynna tenisistka. Nie muszę wyjaśniać, że trudno było im wytłumaczyć, że zaraz przyjdzie terminator i będzie chciał zabić tenisistkę dla swoich niesprecyzowanych celów. Podejrzewaliśmy, że chce przeszkodzić w wygraniu ważnego meczu, ale prawda była o wiele dziwniejsza. Kiedy zapytaliśmy tenisistkę, co jeszcze zrobiła w życiu co by się nie udało bez niej, odpowiedziała, że odebrała poród swojej macochy. Kiedy pokazała się główka dziecka, pomogła je wydobyć. Skinęła dłonią i na ekranie przed nami, właściwie to cała ściana była ekranem, pokazała się twarz macochy. I to była właśnie ta kobieta z kokiem, właścicielka terminatora, która chciała zabić tą, która pomogła jej urodzić.



1 komentarz:

  1. Fajneee! Takie sny właśnie lubię;w których coś z czegoś wynika i jakieś etapy mają wpływ na rozwój snu. Jej!:)

    OdpowiedzUsuń