Strony

środa, 10 października 2012

czekając na 517


Wyszłam z pracy tylko na pół godziny, no może na godzinę. W końcu przerwa musi być. Wsiadłam w 517 z zamiarem dojechania do jednego konkretnego przystanku i z powrotem, jednak coś mi się pomyliło i zamiast 517 pojechałam 514. Zorientowałam się kiedy autobus wiedziony instynktem skręcił w swoją trasę zamiast w trasę kolegi. Wyskoczyłam na przystanku, boso i z butami w ręku i również boso przebiegłam na drugą stronę ulicy gdzie jak wskazywała logika musi być drugi przystanek. Teoretycznie powinnam była wsiąść po prostu w ten sam numer, ale w przeciwną stronę jednak to mi do głowy nie przyszło. Zamiast tego czekałam na 517.
Przy okazji czekania poznałam sympatyczną dziewczynę imieniem Paka, mieszkającą w ośrodku dla islamskich lesbijek. Zapraszała mnie na kawę, nawet chciałam wpaść i zobaczyć jak wygląda taki ośrodek ponieważ nigdy w takim miejscu nie byłam, ale znając swoje szczęście to autobus zwiałby mi dokładnie w momencie, w którym przekroczyła bym drzwi. Stałyśmy więc w drzwiach gadając. Po chwili podszedł do nas jakiś emeryt i zaczął wrzeszczeć, że w wieku 15 lat to oni nie byli lesbijkami (co w jego przypadku jest raczej technicznie niemożliwe) tylko się żenili. Opierdzielilam go, mówiąc, że w wieku 15 lat to się jest niedojrzałym smarkiem i nie wolno się jeszcze żenić.
Gdzieś po tej rozmowie doznałam olśnienia, 517 nie przyjedzie, bo to nie jego przystanek. Pozłościłam się, zadzwoniłam do szefowej, że się zgubiłam i obiecuję odrobić stracone godziny jak tylko wrócę do biura, po czym udałam się na poszukiwanie zaginionej arki czyli przystanku. I wtedy okazało się, że ja naprawdę, zupełnie nie wiem gdzie jestem. Ruiny zamku okazały się nie być pomocne jako punkt orientacyjny. Poza tym nagle skończyło mi się miasto, a zaczęła wieś. Owszem minęłam jeden przystanek (w złym kierunku), a potem znalazłam drugi (był w czyimiś salonie) i trzeci (na środku jakiejś budowy) ale nadal nie wyglądało, żeby bus mógł przy, którymkolwiek z nich się zatrzymać.
Na szczęście spotkałam jakąś milą panią, która również jechała do Warszawy i czekała na 517. Stojąc na przystanku byłyśmy świadkami wypadku. Dwie pocztowe furgonetki dachowały po drugiej stronie ulicy. W efekcie pocztowcy zbierali paczki, zaglądając do nich czy się nie potłukły, a jakaś laska z rozwianą fryzurą leciała kulejąc z krzykiem ku jakiemuś facetowi, zapewne po pomoc.
Niestety nie po oglądałyśmy dłużej, bo z wąskiej wiejskiej uliczki wyłonił się nasz autobus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz