W
bibliotece w czterech rogach stały cztery drabiny i na każdą po kolei miałam
wejść. Jedna była wyższa od innych.
Dziś
wychodziłam za mąż za upierdliwego maminsynka. Znaczy najgorsza rzecz jaka może
kobietę spotkać. Najpierw marganiem i smędzeniem zmusił mnie do dania na
zapowiedzi. Nie wiem po co. Upierdliwiec. Za pierwszym razem wrzuciłam do
urny/kosza na śmieci/kuchenki gazowej złe kwestionariusze. To musiałam wrzucić
za drugim. Jeszcze mi było wstyd, bo w kuchence nie było worka na śmieci i
proboszcz jak nic zobaczy kto tak debilnie nie zauważył braku worka i
wrzucił. Przecież jest na nich moje nazwisko.
Potem
mamusia upierdliwca dała mi w prezencie książkę z przepisami i fotografiami
idealnych deserów, oczekując że ją zaproszę na obiad i przyrządzę.
A na
końcu zadzwonił telefon, trzy osoby na raz w tym moja matka i jego matka i ja
odebrałam telefon od mojej. Obraził się, że nie odebrałam od jego mamusi.
heh,
co mnie powaliło we śnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz