Siedziałam z mamą w poczekalni szpitala onkologicznego i obserwowałam ludzi. Mama często tu bywała i nie spodziewałam się, żeby nagle uslyszała jakieś złe wiadomości, ale niektórzy pacjenci wyraźnie mieli poważny problem. Jak ta starsza pani z siną plamą na nosie rozlewającą się po twarzy, która mówiła, że zanim zacznie liczyć na cud, zamierza wypróbować wszystkie metody.
Wreszcie poszłyśmy na górę do gabinetu, w którym 24h na dobę dyżurowała świetna lekarka. Minęłyśmy salę gdzie pielęgniarki właśnie podjęły decyzję o intubacji kogoś i stanęłyśmy przed biurkiem pani doktor. Jak zwykle nudziłam się więc pogrążona w myślach nie zorientowałam się, co się dzieje. Dopiero ukłucia zwróciły moją uwagę. Lekarka nakłuwała znamiona na moim przedramieniu, żeby dowiedzieć się czy to nic groźnego. Ot tak, przy okazji na to wpadła. Od razu, będzie wiadomo czy mam na coś alergię, uznała. Potem wyszłyśmy. Stałam na ulicy i patrzyłam na puchnące miejsca na ręku, ewidentnie na coś byłam uczulona.
Nie wiem co mnie tknęło, że wróciłyśmy, ale na korytarzu akurat toczyła się wojna bogów. Pewnie stąd wziął się Anubis, który z nami zamieszkał. Chodził do szkoły i uczył się o naszym świecie, budował nawet model ziemi i ineteresował się ekologią. Moment grozy przeżyłam, kiedy bóg uznał, że skoro nie mamy niebiejskiej skóry - to nie jesteśmy boskimi istotami i można się zbuntować. Ale wtedy zmieniłam kolor skóry, tak aby była niebieska.
Pachnie mi tu Avatarem:P
OdpowiedzUsuń