Przez
cały sen kręciłam się po Warszawie. Najpierw z babcią miałam iść do teatru.
Babcia zdumiewająco dobrze sobie radziła z przemieszczaniem się i nawet nie
próbowała się zgubić w przejściu podziemnym. Nawiasem mówiąc, ja spękałam i
poszłam górą do innego wejścia, bo teren był ogrodzony taśmą i miał tabliczki,
że coś wybuchnie. Potem okazało się, że to tylko reklama.
Potem
nadal kręciłam się po Warszawie i grawitowałam ku teatrowi, ale w towarzystwie
faceta, który mnie podrywał. Za pierwszym razem jednak nie dotarliśmy do teatru,
ani za drugim ani za trzecim. Po drodze gubiłam się, zasypiałam w jadącym
autobusie, odwiedzałam znajomych i dyskutowałam o pigwówce ,jadłam w
restauracji chodziłam do pracy, wracałam do restauracji – do syfu przy
naszym stoliku. On kupował bilety i miał nadzieję, że się ucieszę i pójdziemy
na to przedstawienie, ale się nie udawało. W ogóle nie wiem gdzie miał być ten
teatr, bo jadąc tam dziwiłam się że Wawa coraz dziczej wygląda. Prawie jak
tajska dżungla momentami.
A
najdziwniejsze jest to, że przechodziłam jakąś naturalną przemianę wewnętrzną.
Normalny proces dla wszystkich we śnie, może dla wszystkich kobiet raczej. Coś
jak medytacja, albo zamknięcie się w mentalnym strąku. Był taki pasek
progresu, jakby download szedł,a ja najpierw musiałam odnaleźć duchową
Matkę, a potem idealnie pasującego partnera. Pierwsze wymagało odcięcia się w
ogóle od świata na jakiś czas, drugie chyba szło równolegle z normalnym
funkcjonowaniem, ale straszliwie rozkojarzało. Jak już się znalazło partnera,
trzeba go było znaleźć w realnym życiu.
Gość,
który kupował bilety był sfrustrowany, że nie docieram do teatru, ale kupował
je głupio, bo w czasie pracy np mojej. I olewał, że przecież nie wyjdę o 14.
Bał się też, że to nie on się okaże tym idealnym facetem. Wreszcie, go
opierdoliłam, że zawraca mi tak głowę w momencie kiedy ten progress duchowy i
tak mnie totalnie rozkojarza. Obudziłam się kiedy już był prawie prawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz