Typowe
małe miasteczko jak z ponurego serialu. Mało ludzi, dużo lasu, wszyscy się
znają jak łyse konie i wydawałoby się, że nic nie może zakłócić ich spokoju.
Błąd. Śmierć skutecznie zakłóca spokój. Wypadek w bibliotece, całe miasto o tym
opowiada, każdy jest przerażony jak to się mogło stać. Potem zapominają,
wszyscy z wyjątkiem jednej osoby. Mężczyzna podejrzewa, że to nie był wypadek.
W jego pamięci przewijają się dziwne obrazy jak krew na wyrwanych drzwiach
szafy. Rzucają mu się w oczy szczegóły takie jak świeże ślady napraw na
tych drzwiach, które mogłyby wskazywać, że ktoś coś z nich zdrapywał. Niestety
jego pamięć nie współpracuje, wyraźnie ma w niej jakieś luki, ale ponieważ
podejrzenia się coraz silniejsze, decyduje się na poważny krok.
Elektrowstrząsy.
Dlatego
do miasta przyjeżdża lekarz. Każe pacjentowi trzymać metalową poręcz w rękach i
odpala prąd. To dziwne uczucie, nieco nieprzyjemne, ale nie bolesne. Potem
mężczyzna czuje się taki odprężony i lekki jak nigdy. Niestety pamięć się nie
poprawia. Z takim uporem twierdzi jednak, że to było morderstwo, że wszyscy
mają go już za wariata. W pewnym momencie nie wytrzymuje napięcia i ucieka do
lasu. Pech chce, że w lesie trafia na zwały marmuru przeznaczonego do
transportu i niechcący wywołuje lawinę. Płyty osuwają się na pobliskie lotnisko
i zabijają jedną kobietę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz