Dziś
byłam na UW na sali wykładowej. Sala sąsiadowała z inną, mniejszą salką. W
ścianie pomiędzy nimi było okienko, małe i kwadratowe, ale wyglądające jakbym
się miała przez nie bez problemu przecisnąć. Więc żeby nie przerywać wykładu
wychodzeniem w trakcie postanowiłam wyjść tym okienkiem. Po drugiej stronie Iza
miała mi pomóc i mnie przeciągnąć. Niestety w połowie drogi stwierdziłam,
że to nie tylko komiczne ale bezskuteczne i postanowiłam wyjść drzwiami.
Wykładowczyni na pytanie, co ja właściwie robię odpowiedziałam, że chciałam po
cichu wyjść ale się nie udało.
Drugi
kawałek snu, który pamiętam dotyczył wrogów za szklanymi drzwiami, dobijających
się bezskutecznie, aż wreszcie wkurzona wyjaśniłam im (co było dość głupie), że
przecież drzwi są otwarte.
Potem
ciocia P pod koniec lekcji pozwoliła sobie wyjrzeć przez okno i wykrzyczeć
pozdrowienia do myśliwych na terenie szkoły. Zrobiła to w celu spłoszenia
zwierzyny, która miała być małym jelonkiem ale okazała się kotem. Właściwie to
kocicą z małymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz