Strony

piątek, 15 lutego 2013

przeprowadzka

Przenosiłam talerze z domu do sąsiadów, bo moi rodzice przenosili się w góry. Pamiętam ten zestaw białych porcelanowych talerzyków, dostałam je od koleżanki, mają złoty szlaczek i są takie cienkie. Wyciągam je od święta. Stawiałam je u sąsiadki przed domem. Nasze podwórka były połączone. Normalnie stoi tam płot, ale dziś była brama, a co śmieszne, miejsce gdzie była prawdziwa brama było zamknięta.

Przez cały sen przenosiłam swoje rzeczy z domu rodziców do nowego. Zdawałam sobie sprawę, że wszystkich nie zabiorę ze sobą. Na przykład puzzle zostały w Sochaczewie, a ja cieszyłam się, że kupię nowe puzzle już na miejscu. Nie zabierałam wszystkich kamieni ze sobą, część dużych egzemplarzy z kolekcji zostało w domu na półkach.

Rzeczy przenosiłam do domu w górach, zostawiałam je tam i wracałam po następne. Co śmieszne, dom w którym je zostawiałam nie był docelowym, ale sąsiednim do tego, w którym mieliśmy mieszkać. Przypominał studnię, był wysoki, stał w ciemnej dolince i już widziałam, że światła za dużo to tam nie będzie. Szafki były bardzo wysoko i zastanawiałam się jak będę na starość cokolwiek z nich wyciągać. Widziałam nawet plastikowy składany stopieniek, do sięgania do szafek. Pomyślałam, że takie coś się nam przyda w nowym domu.

Właściwy dom okazał się być normalniejszy i jaśniejszy. Miał długi korytarz, który kończył się antresolą z moim pokojem. Tata negocjował z gospodarzem możliwość powieszenia jego plakatów, a ja zostawienia jakiejś rzeźby z korzenia. Dopytywałam się też czy moge powiesić swoje fotografie i usłyszałam, że oczywiście mogę.

W oknie domu widziałam kratę dla kotów i zastanawiałam się, czy będzie ona dość profesjonalna i jak ściągnąć ludzi okratowywujących okna z Wawy. Za oknem rósł jakiś krzak, ogród wyglądał na zaniedbany.  

Poszłam jeszcze do domu obok, gdzie jacyś ludzie siedzieli i jedli nasze zapasy. Chciałam zabrać im jedną z toreb z jedzeniem, ale powiedzieli, że to nie po chrześcijańsku odbierać komuś jedzenie od ust. W końcu zabrałam tę torbę, zdaje się zawierającą pierogi, ale jedzący nadal nie byli zadowoleni z tego jedzenia, które zdecydowałam zostawić dla nich.

Naprzeciw domu była restauracja, wyglądająca na chińską, z fioletowymi ścianami. Ogólnie wyglądało, że dom stoi w centru małego górskiego miasteczka.

Pamiętam też, że planowąłam wynająć Warszawskie mieszkanie i z tego spłacac kredyt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz