Strony

sobota, 16 lutego 2013

no weź mnie nie deletuj

Od jakiegoś czasu czekam na książkę, która jedzie do mnie z Wielkiej Brytanii. We śnie spiknęłam się z kimś kto też czeka i poszłam do innego wymiaru do gościa, który tę książkę przetrzymywał. Weszliśmy do jego domu, zabraliśmy książki, a ja jeszcze zaproponowałam, żeby go złapać i skręcić mu kark, ale mój towarzysz nie poparł tego pomysłu. Wreszcie właściciel domu się znalazł, a jego siostra powiedziała mi, że zajrzała do książki i masakra, na pewno mi się nie spodoba. Nie umiała jednak spójnie wyjaśnić czemu.

Potem sceneria się zmieniła. Byliśmy na śniegu, były zaspy wysokie na dwa metry, dostawałam ślepoty od światła odbitego od bieli i się gubiłam. Przebijałam się przez śnieżne ściany i ślizgałam między samochodami na drodze. Wreszcie inny wymiar zaczął podejrzenie przypominać nasz, tylko z dodatkowym śniegiem.

A potem znalazłam interfejs w ścianie i to nie była dobra wiadomość. Na interfejsie bowiem widniało ostrzeżenie od boga, że byliśmy (ja i ten ktoś) niedobrzy i nas zamierza zniszczyć. W dodatku na obrazkach (jak dla debila) wyświetlało się jak powinnyśmy się zachowywać żeby być dobrymi dziećmi bożymi. Generalnie bóg poczuł się niedoceniany i się zezłościł. Ekran był dotykowy i ile ja się nie namacałam, żeby znaleźć opcję - nie nie deletuj nas. Wreszcie zmęczona usiadłam pod ścianą z ekranem i doznałam wizji.

Najpierw zobaczyłam ludzi jadących samochodem, który obsiadły grube brytyjskie koty. Uznałam, to za znak, że każdy ma swoje przywary, a u nich symbolizowały to koty. Potem w dziurze na niebie zobaczyłam białe ptaki jak maleńkie punkciki lecące nad odległym kontynentem (oczywiście do góry nogami). Potem mapę ziemi, a potem wizja zaczęła blaknąć. Do póki trwała odznaczała się jaskrawymi kolorami w przeciwieństwie do reszty snu. A ja pomyślałam "o mam wizję, ciekawe czy tam gdzieś w realu leżę i się nie ruszam i  nie wiem co się dzieje, kiedy tak mam wizję".

Potem postanowiłam pomóc komuś i znalazłam naród liliputów, który miał problem, bo czekolada runęła i powstało rumowisko. Zaproponowałam pomoc i przeniosłam pudełka i czekoladę w inne miejsce, ale oni jeszcze się naradzili i mieli pretensje do mnie, że wrzuciłam czekoladę do tunelu zamiast odważnie tam wejść. Więc wlazłam i znalazłam olbrzymów (mojej wielkości), którzy zaczęli atakować liliputy. Chciałam ich rzucić czekoladą, ale była rozpuszczona i ile razy jej nabierałam i rzucałam w nich, trafiałam liliputy, a one się awanturowały o to. Po trzech próbach dałam spokój. Wtedy przyszła olbrzymia baba i złapałam ją za gardło. Baba zaczęła narzekać, że oni mają dość tych liliputów, bo robią ciągły hałas i imprezy do drugiej w nocy. Zrobiło mi się żal więc wygłosiłam mowę. Powiedziałam małym, że duzi mają prawo do spokoju, ale mali źle to zrozumieli i uznali, że to oznacza, iż prawo obowiązuje tylko dużych. Strasznie się ucieszyli, a na końcu na ziemi następlował się wielki, czerwony znak "rekord". Dałam im chyba dzień wolny w tygodniu mając nadzieję, że wtedy będzie spokój.

Pamiętam też, że chciałam kupić butelkę słodkiego wina, ale najpierw w sklepie nic nie było do wyboru, a potem zamiast wina chcieli mi wcisnąć dwu-tomową książkę o tym winie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz