Babka była starszawa, a na głowie miała siwą i wielką trwałą. Zadawała pytania, a my zgłaszaliśmy się do odpowiedzi. Co najmniej dwa razy odpowiadałam na pytanie, a ona albo przygłucha była albo udawała specjalnie, że mnie nie słyszy.
Drugie pytanie dotyczyło wynalazcy koktajlu Mołotowa, a odpowiedź brzmiało Orgon. Byłam zła na babę, że mnie tak ostentacyjnie ignoruje.
Potem nie wiem po co, ale poszliśmy grać w piłkę w starej obleśnej łazience z zardzewiałą wanną. Z tejże potwornej łazienki uratowałyśmy jakiegoś młodego człowieka z dumnie podniesioną głową i nadęta miną. Prosił nas o pomoc, a ja mu zdradziłam, że jestem wiedźmą i on się tak strasznie ucieszył, że aż mnie obezwładnił i okradł z biżuterii magicznej w tym mojego zajebistego niebieskiego naszyjnika.
Na szczęście nie wiedział, że najbardziej przepakowany mroczny artefakt mam na szyi więc kiedy dziad zwiewał z moją biżuterią, pognałam za nim. Wiedziałam, że żeby uciec musi wejść na wierzę, więc żeby go wyprzedzić postanowiłam skoczyć z okna. Ścisnęłam amulet i wierząc w to, że nic mi nie będzie skoczyłam. Faktycznie nic mi nie było, złapałam dziada, postraszyłam amuletem i zabrałam swoją własność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz