Szwendając się po okolicznych osiedlach trafiłam na park, którego nie widziałam nigdy wcześniej W parku było jeziorko, w sumie płytkie, może maksymalnie metr wody na środku, ale było niezwykłe ponieważ większość jego dna pokrywały monety. Ludzie wrzucali je na pamiątkę najwyraźniej. Pamiętam, że początkowo brzydziłam się do niego wejść, bo wydawało mi się, że miejscami ma na dnie muł, ale przekonałam się, że to tylko miejsca gdzie nie ma łachy monet spoczywającej pod wodą. Uniosłam nieco spódnicę i weszłam do wody.
Wydaje mi się, że idąc za radą przewodniczki przeszłam na drugą stronę zbiornika i znalazłam się w podziemnym kompleksie. Okazało się, że jeziorko to tylko część atrakcji. Całość kompleksu to podziemia, leżące nad zbiornikiem z lawą i źródłami geotermalnymi. Ściany, sufit i podłoga były rozżarzoną magmą, ale nie parzyły. W ciasnych korytarzach było ciepło, ale bardzo gorąco, raczej tak jak ciepło jest tuż obok kaloryfera. Światło było naturalne, zero żarówek, tylko lśniąca na czerwono masa płynnych skał. Nie widziałam żadnych stempli, ani zbrojeń ale nic się nie waliło.
Po chwili znalazłam zbiornik z gorąca wodą, małe jeziorko wyżłobione w skale, otoczone stalagmitami. Na dnie było pełno monet, a tabliczka obok głosiła po polsku „Jeżeli chcesz wrócić do Polski wrzuć monetę”a obok wisiała druga „Wrzuć monetę, jeżeli chcesz wrócić do Chin”. Słowo „Chin” było wschodnim znakiem, reszta napisu polskim, ale i tak wiedziałam, że to po chińsku.
Wygrzebałam portmonetkę z torby i wyjęłam z niej garść żółtych drobnych. Wrzuciłam je do fontanny mówiąc „O wielkie duchy podziemi, obdarzcie mnie swoją łaską”. Przewodniczka skomentowała to, sugerując że strasznie dużo wrzuciłam tej ofiary. Pamiętam, że dla mnie to było naturalne. W końcu prosiłam duchy o obdarzenie bogactwem, bo chyba o to chodziło.
Dalej szłam sama, różnymi korytarzami i salami wyżłobionymi w lawie, skąpanymi w blasku ognia. Przez pewien czas krążyłam tak, zwiedzając, aż trafiłam na miejsce, gdzie korytarz skręcał, a po obu jego stronach, tuż przy ziemi znajdowały się lśniące na niebiesko przedmioty. Sądzę, że to były generatory pola siłowego, które zatrzymywało to co jest poza obiektem dostępnym do zwiedzania.
Kiedy tak stałam, zauważyłam na ścianie za zakrętem cień potwora, wyglądał jak smok albo dinozaur, z cała pewnością miał ostre zęby i kolce na grzbiecie. Przestraszyłam się i uciekłam. Żeby było szybciej, zjechałam na siedzeniu tunelem, którym przyszłam, potem rzuciłam się biegiem do wyjścia. Przez chwilę zastanawiałam sie, czy nie zgubiłam drogi i nie rzuciłam się w kierunku potwora, ale na szczęście nie zrobiłam tego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz