Byliśmy na wycieczce w Turcji, która w tym śnie była raczej krajem barbarzyńskim i mocno radykalnym. Z jakiegoś powodu byłyśmy na lotnisku, ja i moja siostra. Wybrałam się z nią na wycieczkę, chociaż pomysł za bardzo mi się nie podobał, ze względu na ewentualne kulturowe problemy. Wolałabym pozostać na lotnisku gdzie było bezpiecznie, ale ona wyszła sobie i nie chciałam, żeby była sama. Nie umiałam jej też przekonać, że powinna zostać.
Kultura faktycznie miała swoje dziwactwa. Jeszcze na lotnisku ktoś pokazywał nam rzędy drewnianych czarek, do jednych trzeba było sikać, a w drugich myć ręce i wcale nie tak łatwo je było odróżnić. Wszystkie stały w rzędzie na jednym stojaku, a te do sikania miały niedoszlifowaną krawędź.
Na spacerze ruszyłyśmy na ukos przez pola, a ja cały czas się zastanawiałam, czy oni nie mają tu jakiegoś mega ważnego rytuału przekraczania miedzy. Każde odstępstwo od tradycji mogło spotkać się z agresją. Pogoda nie sprzyjała, bo wiało, a niebo zasnuwały szare chmury. W oddali widziałam ludzi ubranych w tradycyjne stroje, rzuciła mi się też w oczy karawana czarno-białych kotów idących gęsiego. Było ich chyba trzy i szły w wyraźnie zorganizowanym szyku.
Potem scena była jeszcze dziwniejsza, ponieważ akcja zaczęła się rozgrywać we wnętrzu statku Enterprise. Załoga statku była podwójna, każdy miał swojego sobowtóra. Jedni tu po prostu byli od początku, a inni wyszli z równoległego świata, uzbrojeni w legendarną broń, żeby zabić tytanów.
W sumie obie strony dążyły do obalenia tytanów, którzy uważali się za bogów. Jak się jednak okazało, ci miejscowi woleli wziąć sprawy w swoje ręce. Jak tylko zobaczyli broń, stwierdzili, że to oni będą jej używać i skonfiskowali ja całą. A każda broń miała swoje imię i była inna. Załogę, która z nią przybyła skazano na obcięcie głowy w poniedziałek. Nie wiem czemu okazali taką agresję, ale ewidentnie nie spodobali im się przybysze.
Pamiętam, że kogoś z lokalnej załogi udało się nam (bo byłam po stronie przybyszów) zabić na amen jeszcze na etapie pozbawiania nas broni. Ważne, że na amen, ponieważ ich medycyna pozwalała na całkiem konkretną regenerację. Żeby ocalić jednego z nas uknuliśmy plan. Córka kapitana (lokalnego) zdecydowała się nam pomów i oświadczyła ojcu, że zaszła w ciążę z jednym z przybyszów i teraz trzeba zorganizować ślub.
Cała rozmowa na ten temat była abstrakcyjna. Byliśmy tam ja, ojciec panny młodej, i ojciec/kapitan pana młodego i oboje młodzi. Stali przed nami i patrzyli w ziemię czekając na werdykt. O dziwo obaj kapitanowie siedzieli obok siebie i rozmawiali jak gdyby wcale się nie nienawidzili. Nasz kapitan rzucał podwładnemu pieprzne żarciki, o tym jak się mu w ogóle udało trafić w dziurkę. Opisywał też zakupy konieczne do ślubu, a z drugiej strony ja usiłowałam nakierować rozmowę na to, że w tej sytuacji nie można nas ściąć.
Kapitan na przykład mówił, że ślub jest w poniedziałek, ale jego syna tam nie będzie chociaż to przecież jego ślub, ale nie dodawał, że będzie wtedy trupem, tylko mówił, że będzie na ślubnych zakupach. Ja natychmiast dodawałam uwagi o utracie głowy i o robieniu różnych rzeczy z głową, tak żeby skierować rozmowę w stronę egzekucji. Generalnie próbowałam wyjaśnić, że jak go zdekapitują to ceremonia się nie odbędzie i dziewczyna zostanie sama w ciąży.
Rozmawialiśmy też o tytanach, który lokalnie najwyraźniej byli uważani za bogów, ale tylko dopóki nie znalazła się na nich broń. Coś jak znienawidzony szef, który nagle zostaje zdegradowany. Byli ogniści, zbudowani z lawy i trzeba było ich zabić. Potem rozmowa zeszła na żywioły i rozmawialiśmy o wodzie z kranu, która jest według mnie tożsama z oceanem. Mój rozmówca twierdził, że woda w szklance jest oceanem tylko przez kilka dni, bo potem jest brudna. Ja polemizowałam z nim, mówiąc, że każda woda jest oceanem zawsze, bo jest przecież tym samym żywiołem. Pytałam, czy naprawdę myśli, że jak zapala zapalniczkę to nie przybywa Ogień ( w sensie boskim).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz