Pamiętam, że siedziałam w biurze, ale nie na
swoim miejscu, na innym space albo w większym pokoju. I padał śnieg, masa
śniegu, nie roztapiał się, bo było zimno, był sypki i jak zamachałam rękoma
mogłam go spokojnie przedmuchiwać w inne miejsce Usiadłam na cudzym miejscu pod
oknem, gdzie mi zakomenderował mój szef, że mam siedzieć. Potem jednak wróciłam
na swoje miejsce w kącie, tyłem do ściany. Mój komputer stał nie pod ale nad
biurkiem i był cały pokryty śniegową czapą. Poruszyłam ją i zsypała się na mnie
jak mała lawina.
Druga część snu była utrzymana w bardziej wiosennych klimatach. Przesiadłam się idealnie z jednego autobusu w drugi.
Autobus miał numer 191 i jechał z pętli nad Wisłą na Saską Kępę. Przesiadłam
się idealnie. Autobus pomimo lekko podejrzanej trasy skręcił we właściwym
kierunku. Wsiadając ludzie mogli odpalić dopalanie prędkości na kilka
przystanków. Sama skorzystałam z tej opcji. Usiadłam pod oknem i obserwowałam jak wiosenne zielone liście rozwijają się na drzewach w oddali. Patrzyłam z okna
autobusu na drzewa w dole, ponieważ jechaliśmy wiaduktem. Byłam zadziwiona jak
jeden ciepły, słoneczny dzień powoduje nagłe poruszenie w przyrodzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz