W wyniku oglądania Archiwum X i popijania tego piwem wyśniłam sobie kryminał.
Otóż pracowaliśmy dla FBI, to dobrze, ale ktoś chciał nas wrobić - to źle. W pokoju obok leżała cała góra kokainy i miała być dowodem na naszą korupcję. Zamieniłam kokainę w sól, ale jak weszliśmy do pokoju to była tam tylko aparatura, czysta i sterylna. Istoty, bo wiedziałam, że nie ludzie się tym zajmują się teleportowali.
Wyszliśmy więc z komórki na drewno i skinęłam głową siedzącemu w gołębniku kotu zakapiorowi, którego podejrzewałam o bycie czymś więcej i wysiadłam z pociągu. Partner momentalnie zaciągnął mnie do intercity, bo musieliśmy gdzieś dalej pojechać.
W intercity podeszła do mnie pani z jamniczkiem, a jamniczek strasznie przyjaźnie się łasił i chodził za mną. Spojrzałam jednak w małe lusterko i zamiast jamniczka było koło ze szprychami. Pomyślałam sobie od razu "oż ty łajzo". To nie był żaden jamniczek ale familiar czarownicy.
Mieliśmy się na nią podstępem rzucić, ale zobaczyłam na szafce wysoko toczący się agresywny kłębek wełny więc odbiłam się i z wyskoku trzepnęłam go ręką. Dwa inne skoczyły na mojego partnera więc wskoczyliśmy do kominka, mając nadzieję, że się spalą i faktycznie po chwili w kominku leżał spalony facet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz