Strony

niedziela, 31 marca 2013

nie umiem obsługiwać różdżek

Dzisiaj ludki wezwały mnie do poczwar, które się pojawiały nad jedną górą. Pojawiały się jak dla mnie podejrzanie, bo przypominało to wyświetlanie hologramów w powietrzu.

W górze przy bliższych oględzinach narratora, okazała się istnieć mała, otoczona skałami polanka-pułapka. Na polance siedziały, ukrywające się w szczelinach gołe laski. W sumie dobrze, że się ukrywały, bo co jakiś czas przyłaził antropomorficzny tygrys w kimonie, czy też w szlafroku, i spychał do dolinki parę mega wielkich głazów. Potem siadał i zaczynał medytować.

Poszłam na szczyt góry, pogadałam z laskami, które wcale nie wyrywały się do wyjścia na wolność, po czym wychodząc za róg, nadziałam się na dwóch szarpiących się ze sobą gości. Jeden był czarnoksiężnikiem, drugiego nie kojarzyłam. Na ziemi leżała różdżka więc ją złapałam i usiłowałam przysmażyć panów laserowym promieniem. Udało mi się uzyskać, coś w rodzaju fioletowej linii wskaźnika, i nawet walnięcie im po oczach nic nie pomogło.

Czarnoksiężnik się wkurzył, przerwał szarpanie się, drugi facet gdzieś się zapodział, korzystając z okazji, i zaczął mi tłumaczyć działanie różdżki. Wyjął mi ją z ręki i nabijając się ze mnie, poinstruował, że najpierw trzeba ustawić jeden z pierścieni na niej, na pełną moc.

Potem wdrapałam się na szczyt góry i umieściłam tam jedną z lasek z polanki. Ot tak, żeby ludzie mogli ją karać za rozpustę czy też jakieś inne grzechy. Na sugestię czarnoksiężnika  przeniosłam ją na inną skałę, żeby można było tam zrobić cyrk.

8 komentarzy: