Strony

wtorek, 12 marca 2013

kot zakapior

Tata wrócił z polowania i mama aż się za głowę złapała. Przywiózł od kolegi okropny biały ser robiony jakąś barbarzyńską metodą i kota. Ser po przecięciu miał wylewające się mleko w środku, a kota tata dostał, żeby go dostrzelić.
Przyjrzałam się kotu i stwierdziłam, że zdychający to on nie jest ale jest jakimś lokalnym zakapiorem, który w marcowych walkach stracił masę futra i część ogona. Generalnie był więcej łysy niż porośnięty, ale łypał złowrogo. Uznałam, że do dostrzelenia się nie nadaje i znalazłam kontener, w który go upchnęłam.
Potruchtałam do sąsiadów - gdzie mieszkał całodobowy weterynarz i po dwóch próbach się dostałam do niego. Najpierw myślałam, że śpi, ale tata doradził próbować.
Wyciągnęłam kota z kontenera i zaprezentowałam go wetowi razem z jego historią. Wet podszedł stoicko i nie zaaplikował lekarstw, bo poza łysiną kot był zdrowy.
Chciałam go zabrać do domu, ale kontenerek zniknął i musiałam zatachać zbója na rękach. Resztę wieczoru spędziłam dzwoniąc do koleżanki i prosząc o przechowanie zakapiora w jej łazience, bo mój pokój na poddaszu już zawiera moje koty, a na strychu to ja drania za nic nie złapię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz