Jechałam trasą wzdłuż rzeki, a może szłam i zobaczyłam jak drwale ścinają wielkie drzewa w malowniczym lesie. Niektóre z nich są naprawdę wielkie i strasznie mi ich było szkoda. Złościło mnie to bardzo. Zwłaszcza, że wycinali je żeby zrobić miejsce dla nowego urzędu gminy. Szkielet budynku wyglądał jak klasyczny architektoniczny straszak, z jakąś taką wieżyczką nadającą mu wygląd łodzi podwodnej.
Poza tym B16 coś narozrabiał i wyszło to na jaw, zrobiła się z tego jakaś straszna afera. Wierni wyrażali swoją dezaprobatę.
Kolega z pracy robił bajgle po czym piekł je na blasze i rozdawał ogromnej kolejce czekających. Jednego bajgla podał mi ale tylko po to, żebym podała go jakiemuś dziecku. Przykazałam mu, żeby się podzieliło z kolegą. Bajgiel miał kształt skarabeusza, a kiedy zapytałam kolegę co piecze, odpowiedział, że chałwę.
Zaprosił mnie do siebie do domu, co mnie zdziwiło, bo przecież gość żonaty, żeby mi pokazać jak się takie zielone ciasto piecze. Wsadził je do piekarnika i poszliśmy sobie, cały czas się dopytywałam, czy się nie przypali, ale on myślał, że martwię się o koty. Mieszkał w domu ciotki Maryśki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz