Dziś odkryłam, że jestem Czarodziejką z Księżyca...i co rozsądne poszłam do psychiatry, a ten mnie skierował do zakładu zamkniętego na konieczne badania. No i się zaczęło. Problem w tym, że ja naprawdę byłam czarodziejką, a badania wychodziły idealnie, zero zaburzeń. Po kolejnych próbach wykrycia świra, wreszcie się zirytowałam i zwiałam im z kaftana do biura. W tym czasie moje koleżanki, bo czarodziejek było kilka, leciały sobie spokojnie samolotem, kiedy wzmiankowany samolot zniknął w powietrzu, wprost z pod ich tyłków. Na szczęście umiały latać, ale inne obiekty z samolotu posypały się w dół, a ja wiedziałam, że jeden z nich zabije wikarego. Dlatego potrzebowałam magicznego kamienia, żeby odzyskać samolot..Tak brzmi mało wiarygodnie.
W biurze spotkałam szefa, który po urlopie spytał nas, co u nas słychać. Tak myślę, że nie powinnam była krzyczeć z entuzjazmem, że właśnie zwiałam z psychiatryka. :/ O dziwo szef miał ze sobą kamień, ale mając na uwadze moje zeznania o psychiatryku, nie chciał mi go powierzyć, mimo że prosiłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz