Strony

piątek, 14 lutego 2014

na 10 tysiącach

Byliśmy na imprezie, czy też na balu, gdzieś na drodze do Chodakowa. Dopiero co skończyłam się przebierać z pidżamy w sukienkę balową, kiedy zawyła syrena i głośniki ogłosiły żałobę narodową. Bal trzeba było natychmiast przerwać, chociaż ledwo się zaczął.  Nie do końca byłam pewna, co się stało, ale coś mi się obijało po głowie, że Karol Wojtyła umarł na dziesięciu tysiącach. Poturlałam się więc, zdemotywowana na stację kolejową. Ostatnich zmian odzieży dokonywałam już na peronie. Wiążąc but, zauważyłam, że na ten sam pociąg czeka drużyna piłkarzy. Wyglądali na zdeterminowanych żeby wpaść do wagonu przede mną i mieli spore szanse, bo ja jeszcze się przebierałam. Jednak, kiedy pociąg podjechał, puściłam przodem swoja rodzinę z małymi dziećmi, a jak wiadomo kobitka z czterolatkiem zawsze wepchnie się przed ciebie, więc zanim kopacze piłki dotarli do drzwi, rodzinka już się wepchnęła i pognała do miejsc siedzących, w końcu wagonu. Ja weszłam za piłkarzami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz