Pomijając już fakt, iż mój dręczony fizycznie zatkanym nosem organizm wydedukował sobie we śnie, że od mojego smarkania zależy układ strzałek na asfalcie i losy otoczenia, to sen nie był nawet dziwny. W bez-katarowej wersji wsiadłam na łódkę, dość spontanicznie, tak, że załoga w ostatniej chwili dowiedziała się, że z nimi płynę. Na dziobie była ścianka z dykty, za którą siedział gość z brodą i palił papierosa. Zastanowiłam się, jak on tam wlazł, bo przerwa między dyktą, a pokładem była za wąska. Doszłam do wniosku, że przedostał się jakoś górą. Łódka ruszyła w górę, jak gdyby znajdowała się w śluzie, a facet wyciągnął w moją stronę fajka i coś powiedział. Uznałam, że oferuje mi papierosa, więc odpowiedziałam "nope", na to facet się zirytował i powiedział "Józef", uznałam, że się przedstawia więc odpowiedziałam "Joanna". Zirytował się bardziej i znów zamachał fajką, a ja stwierdziwszy, że nie ma rady - nie załapię, o co mu chodzi, odpowiedziałam "Sorry, I haven't wake up yet". Miałam nadzieje, że schwyta, że należy do mnie mówić wyraźnie, bo przecież jestem niedobudzona. Ale on się wkurzył bardziej i spytał "did you have accident?"
No i tyle było z naszej dyskusji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz