Strony

sobota, 8 lutego 2014

baronowa

Stałam przed sądem, elegancko ubrana jak laleczka (chociaż dziwnym trafem w żałobie) i czekałam na wyrok. Na szczęście mój adwokat powiedział, że jestem uniewinniona i baronowa przegrała sprawę. Nie muszę jej płacić za to, że przeleciałam moją awionetką tuż nad jej głową i wystraszyłam ją nieziemsko. Niestety baronowa zdecydowała się wnieść apelację, co mnie zaniepokoiło, bo kto wie, czy i tym razem wygram w sądzie.
W domu czekał na mnie list z fabryki samolotów, że je doprecyzowałam jednostek latalności dla skrzydeł i chcą wytyczne. Nie bardzo chwytałam o co im chodzi więc odpisałam, że mają zużyć trzy bele gossameru na skrzydła. Potem okazało się, że chodziło im o błąd, który wystąpił w innym modelu – brak kompatybilności z karabinami w skrzydłach. Na szczęście dla mnie, nie potrzebowałam karabinów, bo moja maszyna miała być cywilna i przy jej budowie stawiałam na szybkość nie na zdolności bojowe. Samolot był czarny, leciutki i zapierdalał jak burza. Tak jak ten, którym straszyłam baronową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz