Dziś śniłam miasto, albo jakąś bazę. Miastem zarządzała szefowa, którą na pierwszy rzut oka rozpoznałam jako boginię, panią bestii. Była ona w posiadaniu tronu, na którym malowniczo się rozpierała i smoka, który wkładał łeb przez sufit, żeby mogła go pogłaskać. Miał długą szyję i grzywę jak u konia, a ponadto, odnoszę wrażenie, był też mężczyzną i służył bogini nie tylko jako wyznawca. No i na tego własnie mężczyznę, ktoś rzucił klątwę idioty. Klątwa objawiała się tak, że raz na jakiś czas zmieniał mu się wygląd, bo wychodził z niego idiota. Po idiocie można było się spodziewać najgorszego, polował na zwierzątka, wywołał skandal, bo zdradził boginię z jakąś panną, której obiecał pokaz mody, generalnie dostawał głupoty i czynił rzeczy zaburzające spokój społeczności miejskiej. Bogini się wkurzyła i sobie poszła zostawiając tylko konsolę z moim rudym kotem w środku, dla ochrony miasta. Idiota kota oczywiście wyjął, a wtedy wróg, żeby kota utłuc i pozbawić miasto ochrony zaczął strzelać do nich laserem z orbity. I tu o dziwo, idiota postanowił kota ratować, bo go polubił. Nie pamiętam jak się to skończyło.
Rudy kot wystąpił też w drugiej fazie snu, kiedy to tłumaczyłam rodzinie i lokatorom, żeby wychodząc do pracy nie wypuszczali go na dwór, bo na zewnątrz grasują kojoty. Oczywiście żona brata (którego nie mam na jawie), głupia pinda, wypuściła go, ale na szczęście udało mi się go odłowić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz