Imprezy u Noego nie są normalne…tym razem wychodząc każdy
otrzymywał list od Noego i mi się trafiła korespondencyjna Ciemność. Konkretnie
list, nabazgrany niemiłosiernie, a jego środek zamazany tak, jak te rysunki,
które małe dzieci produkują w horrorach ku zgrozie rodziców i terapeutów. W
sumie nic dziwnego, bo nawet brama do domu Noego była dziwaczna, kiedy wyszedł
na chwilę, opuściła zakratowane kolce, które zaczęły się na przemian unosić i
opadać. Nie wiem jak gospodarz zamierza wrócić, ale jakiś rozrywkowy gość
zabawiał się skakaniem między owymi kolcami. W każdym razie wzięłam cukierki na
drogę i ruszyłam do domu. W domu czyniłam wysiłki w celu odszyfrowania listu,
ale wobec poziomu dysgrafii piszącego, spełzły one na niczym. Koleżanka
usiłowała odkodować ją specjalnym narzędziem, ale po chwili zarówno narzędzie,
jak i Ciemność, wylądowały za kanapą i nie miałam pojęcia jak je wyciągnąć.
Właśnie wtedy wpadła mafia i zaczęła domagać się listu. Przez jakiś czas prali
mnie po twarzy i podtapiali, ale byłam tak przekonana, że zza kanapy się
Ciemności nie da wyciągnąć, że konsekwentnie utrzymywałam, iż go nie mam. Mafia
wobec mojego uporu poddała się i uznała, że faktycznie nie mam listu i już się miała
zbierać do wyjścia, kiedy przez przypadek, któryś z nich uruchomił drukarkę.
Drukarka natomiast złośliwie zaczęła pracę od wyplucia Ciemności. Mało
brakowało, a padłabym na zawał. Na szczęście zaraz za listem wydrukowała
prezentację na biologię, pełną kolorowych fotek i mafia nie zobaczyła, co leży
po nimi. Dla odwrócenia uwagi, dodatkowo czyniłam mafii wymówki, że marnują mi
toner, a ta prezentacja nie miała w ogóle być drukowana. Mafia zdaje się poszła
sobie wreszcie, ale tajemnica listu nie została rozwiązana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz