Strony

środa, 23 maja 2012

mroczny indor


Dziś organizowałam sakrament pieczenia indyka, w ogórkach i buraczkach i faszerowanego kaczką. Sakramentowi brakowało jednak czegoś, ponieważ  indyk ani kaczki ani nawet ogórki nic nie wiedziały o naszych planach, a powinny. Używałyśmy nawet specjalnie oliwionych ogórków, żeby się nie domyśliły i obcinałyśmy głowy czarnym kaczkom w ostatniej chwili. To było jak bluźnierstwo, coś złego. Była do tego nawet filmowa czołówka, kiedy z piekarnika wynurzał się paskudny zakrzywiony dziób indora, a potem na pieczonym indyku wyjeżdżała czarna kucharka, w kapciach i skarpetach, taka jak z kreskówek.

Poza tym usiłowałam złapać jakiegoś bandytę na legendarny miecz, ale  nie prawdziwy tylko kopię. I przez to miałam takie wyrzuty sumienia, że nie odważyłam się na prosty skok z okna, bo byłam pewna, że przez to oszustwo mi się nie skok nie uda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz