piątek, 11 maja 2012
metro i kolory
Mój pokój był bajecznie kolorowy, barwy były ładne i mocne. Rozmawiałam z jakimś mężczyzną o kupieniu obrazów kwiatów na ścianę – jeden był trójwymiarowy.
Rozkładałam na stole karty- lwa, byka i konia. Położona karta rozpalała się płomieniem, tak mocno, że aż obawiałam się że coś się zajmie. Mężczyzna pytał czy widzę w tych kartach śmierć jego matki, a kiedy powiedziałam, że tak – najpierw długo wpatrywał się w te karty, a potem zgasił. Powiedziałam mu, że go kocham i wyszliśmy.
Potem byłam inną dziewczyną, w żółtej sukience i zaproszono nas na pogrzeb w metrze. Z jakiegoś powodu szłam boso, a potem dotarłam w niepasujących butach. Przez megafon zapraszano gości do wagonu. Pewna starsza kobieta miała wejść po innych ze względu na przesądy. Nie byłam pewna czy też powinnam wchodzić, ale drzwi otworzyły się przede mną. Weszłam i usiadłam na kolorowej podłodze. Wagon ruszył, ale się nie przesunął. Kiedy wysiadłam na peronie po drugiej stronie torów tańczyła młodziutka baletnica. A jej matka była niemową.
Po drodze na posadzce miotała się srebrna rura z jamnikiem w środku. O mało co nie wpadł ma tory, ale udało mu się wyswobodzić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz