Strony

piątek, 4 maja 2012

dla mnie nawet byle jaki pociąg zdoła pojechać w złym kierunku


Dziś był słoneczny i upalny dzień. Siedziałam z wujem na dachu chowając się trochę w cieniu kominów ale głównie to za kominami przed jakimiś najemnikami prującymi do nas ze snajperek. Siedzieli na dachu obok i chyba mieli za dużo czasu. Wuj powiedział, że to agenci, zdziwiłam się, bo z agencją jakoś ostatnio na pieńku nie mieliśmy, ale okazało się, że to agenci Pinkertona – czyli de facto najemnicy po prostu. Nie wiem czemu, ale byliśmy z nimi w stanie wojny. Wuj uznał, że poprawi mi się samopoczucie i samoobrona jak da mi broń więc podrzucił  mi za komin rewolwer. Rany jak on lśnił, cały wypolerowany. Oczywiście nie miałam pojęcia jak się go obsługuje, żywiłam też uzasadnione obawy, że mogę się sama postrzelić. Tak czy siak schowałam go do torebki i poszłam z nim na stację.

Mieliśmy jechać do Wawy do kina i nie wiedzieć czemu nasza grupa postanowiła kupić bilety w pociągu. Za bilet zapłaciłam 30 złotych, ADR była ze mną. Tylko że już jak pociąg ruszył coś mnie tknęło, bo wyglądał podejrzanie dalekobieżnie i mijał niewłaściwe miejscowości. Zapukałyśmy do maszynisty żeby zapytać czy jedziemy do Warszawy, a on nam na to, że a i owszem ale przez – tu padła nazwa której nie pamiętam, ale na pewno zajebiście nie po drodze. Postanowiłam doprecyzować tę kwestię i zapytałam kiedy będziemy w Warszawie, na co odpowiedź brzmiała – za dwa dni.

Tylko, że kino jest nie za dwa dni ale dziś zresztą walić kino, o 15 miałam umówioną poprawkę tatuażu. No i przez cały czas martwiłam się, że mam tę upiorną broń i w tym tłoku ktoś naciśnie na torebkę i ona wypali. Brrr,,


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz