Barbara to moja współlokatorka z czasów studenckich. Bardzo inteligentna osoba z ubogiej i liczne rodziny, dziewczyna do rany przyłóż. We śnie przeprowadziłam się z całą rodziną do jej mieszkania i w ubogich warunkach mieszkałam w ścisku. Pokój, w którym siedziałam był małym pokojem mojego pierwszego warszawskiego mieszkania. Rozważałam nawet możliwość zamontowania hamaka, żeby zaoszczędzić miejsca do spania, ale mama stwierdziła, że przecież już kiedyś miałam hamak i nie korzystałam z niego wcale.
Wyjrzałam na dwór i zobaczyłam skradającą się za płotem czarną panterę. Podwórko było Sochaczewskim podwórkiem, a pantera za płotem spacerowała sobie po polu. Widziałam ją kilkakrotnie, za każdym razem kiedy wyglądałam na dwór.
Rodzice przyprowadzili do domu psa, wielkiego, z łbem jak wiadro. Po bliższym przyjrzeniu okazało się, że to właśnie on skradał się za płotem, a nie żadna pantera. W pewnym momencie postawiłam sobie na podłodze talerz ze spaghetti polanym jakimś jasnym sosem. Zastanawiałam się jak to jest, że mam kasę na droższe jedzenie, ale mieszkam w tym małym mieszkanku. W pewnym momencie usłyszałam mlaskanie i kiedy spojrzałam, okazało się, że pies zlizuje sos z mojego spaghetti.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz