Pomieszczenie było wyłożone drewnianymi panelami, w kolorze
miodu. Miało taras z widokiem na miasto, gdzie wroga armia spędziła właśnie
mieszkańców i oddawała ich swojemu bogu. Nic drastycznego, nie ofiara, ale
poświęcenie. Jeżeli kiedyś umrą to ich dusze będą należeć do tego właśnie boga.
Poza tym zmienili kolor na złocisty.
W zasadzie ja też noszę złotą zbroję i podobne mają na sobie
dwie kobiety, które właśnie opuściły pokój, żeby walczyć z najeźdźcami w
korytarzach zamku. Wiem, że już ich nie zobaczę, właściwie ta walka nie ma
sensu, ale w sytuacji oblężenia, co ma?
Przez taras wpadają do pokoju żołnierze i arcykapłanka
wroga. Zabijam ich oczywiście, nie jest to łatwe, ale w końcu jestem królową
więc mam pewne umiejętności. Co do kapłanki nie jestem pewna czy zginęła, ale
taras jest pusty więc chyba tak.
Postanawiam opuścić pokój, jakoś tak głupio zabarykadować
się tu i odpierać kolejne bezsensowne ataki. Liczę na ukryte przejścia, których
pełno jest w pałacu. Niestety łatwiej powiedzieć niż wykonać. Pałac jest
labiryntem drewnianych paneli i gubię drogę, nie mogę znaleźć żadnego wejścia
do ukrytych pomieszczeń, wreszcie przypadam do ściany z nadzieją, że magicznie
odnajdę wejście. Możeby i się udało, gdybym nie miała przy sobie noża
należącego do kapłanki. Namierzyła jego ślad energetyczny i znalazła mnie od
razu. Jednak nie zginęła, szkoda.
Wygląda na to, że ma do mnie pretensje o to, że kiedyś byłam
taka jak ona, a teraz zrezygnowałam z bycia wredną suką. Wleką mnie do lochu,
ale wychowanie zobowiązuje więc przy okazji konwersujemy sobie o kuchni.
Kapłanka jest oczywiście kanibalką, ja też kiedyś byłam, ale zmieniłam
obyczaje. Ona nie może uwierzyć, że od dawna nie próbowałam mięsa z trola, ale
przecież one są świadome i nie należy ich jeść. Poleciłam jej potrawę, która
jest super, ale kucharz musi uważać ponieważ jeden zły ruch i sos staje się
trujacy. Oczywiście w trakcie rozmowy ona zaczyna tortury.
W sumie nie mogę powiedzieć, żeby to było znęcanie się, po
prostu małym świderkiem wkłuwa mi się w kręgosłup. Nawet nie bardzo bolało, ale
za to nagle znajduję się na polu bitwy przed jakąś bramą, otoczona wrogimi
ludźmi. No tak, halucynacja, kapłanka chce sprawdzić, czy postawiona w takiej
kuszącej sytuacji znów zacznę zabijać i zjadać ludzi. No więc nie zaczęłam
Pewnie dlatego jestem teraz w lochu, a nawet nie w lochu,
ale na wysepce zesłańców. Po trzech latach nauczyłam się tu korzystać ze
zmysłów inaczej niż inni. Czuję więcej dotykiem, ale kiedy już jestem
podniesiona na duchu okazuje się, że wcale nie minęło 3 lata ale zaledwie 5
dni. Tak naprawdę wyspa jest halucynacją. To niebieskie wieczorne niebo i
szmaragdowa trawa, na które patrzę to tylko złudzenia. Więzienie w mojej
głowie. Moje ciało za to klęczy na kamieniach w jakimś lochu, podwieszone za
ręce na solidnych łańcuchach. Nawet nie chcę wiedzieć w jakim jest stanie.
W sumie dobrze, że nie spróbowałam ucieczki, byłabym
rozczarowana jeszcze bardziej. Obserwowałam właśnie rudego kota, kręcącego się
po peronie obok pociągu, kiedy podszedł do mnie ten mężczyzna i zapytał, czy
zamierzam z nim uciec. Odpowiedziałam, że o ile nie ma się milionowej armii na
podorędziu to ucieczka kapłance nie jest dobrym pomysłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz