Strony

niedziela, 30 września 2012

nie bawimy się z chłopakami


No dziś to sobie pośniłam. Na początek o kocie. Mój rudzielec Pieprz stał się obiektem jakiś dziwnych wymian. Najpierw chciałam gdzieś pojechać i zostawiłam go u kolegi N. Ale nie ufałam mu, zrobiłam mu wjazd na chatę i po jednym dniu kota zabrałam zdecydowawszy iż wolę nigdzie nie jechać niż się zastanawiać co z rudym przez cały czas. Potem na noc zostawiłam go u jakiś miłych ludzi, którzy bali się, że po niego nie wrócę i nawet wywiesili kartkę, że proszę zabrać kotka. Za snu o kocie przeszło płynnie na moją kocią koleżankę z pracy, z pracy przeszło płynnie na drugą i oto okazało się, że w ich towarzystwie maszeruję do kościoła. Znaczy ja do domu, bo w kościele mnie nie uświadczysz, a one na mszę. Jednak mijałyśmy galerię i aż wstyd było nie zajrzeć. Więc weszłam, ale już ze znajomym małżeństwem. Oglądając salę pełną kryształów z dumą oświadczyłam im, że tak moja podświadomość widzi moją kolekcję kamieni. Poza tym były też obrazki superbohatrerów (mocno abstrakcyjne) i masa innej niezrozumiałej ale kolorowej sztuki. Zagapiłam się na obrazek  z damskiego rugby gdzie grube, wąsate horpyny miażdżyły opór przeciwnika i wpłynęłam w inny sen.

W tym śnie byłyśmy zwycięską drużyną rugby. My – znaczy same piękne, zadbane, zgrabne, olśniewające laski. Drużyna przeciwna za to, przegrani ale zajebiście ciachowaci faceci. No każdy jeden w moim typie. Sen zrobił nawet dygresję, w postaci reklamy płynu po goleniu dla prawdziwych mężczyzn, w którym ów typ prezentował. Wydawać by się mogło, że ten sen prowadzi w konkretnym kierunku, ale nope… Faceci pobici, przybici porażką i naszą pewnością siebie wylewającą się na wszystkie strony, a także zaganiani przez trenera zeszli z boiska. Jeden wyraźnie zamierzał się do mnie odezwać, ale inni zawodnicy go odciągnęli. Znacie taką przedszkolną atmosferę? Z dziewczynami się nie bawimy itd. My ich też ostentacyjnie olewałyśmy. Najwyraźniej obie drużyny miały tego samego sponsora, bo ciągle się mijaliśmy. W każdym razie po meczu koleżanka z drużyny wyciągnęła mnie do sklepu z kosmetykami. Musiałam się przecisnąć z trudem obok wielkiego stojaka z cieniami do powiek i odbyć długą dyskusję z kosmetyczką o zabiegach. Na nic się zdało tłumaczenie, że przecież to się peeling nazywa więc jak może to nie być peeling. Wreszcie poddałam się i stwierdziłam, że jeżeli nie boli i nie jest upokarzające to może mi zrobić ten swój zabieg.

Całość okazała się przygotowaniami do balu, na który zrzucono nas na spadochronie z samolotu. Pamiętam skok, ale nie przypominam sobie użycia spadochronu. W samolocie byliśmy z drużyną chłopaków i znów ich ostentacyjnie ignorowałyśmy,  a szkoda, bo chciałam zagadać do tego jednego. Jedna laska nawet jak ich mijała to stwierdzała „nie patrzę”, że niby mogą sobie być ciacha ale jej to nie rusza. Na ziemi po wylądowaniu czekała kupa flakoników perfum, żebyśmy mogły sobie wybrać i się spachnić przed balem. Ale ja jakoś w sekrecie byłam w nielegalnym sklepie dla takich co się wyłamują i miałam swoje wyłamujące się perfumy więc żadnych z kupy nie wzięłam. Niestety balu nie pamiętam,  a szkoda bo coś knułam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz