Strony

środa, 5 września 2012

raz za wozem, raz przed wozem



Mieszkałam na górze z rodzicami, ale nie moimi z realności tylko starymi siwymi rolnikami. Mieliśmy konie i krowy i małego szczeniaka, wyżła. Pewnego dnia poszliśmy do miasta, zaprzęgliśmy konie do wozu i ruszyliśmy przez las. Pies jechał za pazuchą, żeby się nie ubłocił. Przez część trasy jechaliśmy na stole podczepionym za wozem, unoszącym się na błotnistej wodzie. Drugą część płynęliśmy przed wozem w prądzie błotnym, a konie szły za nami. Weterynarz obejrzał wszystkie zwierzaki i stwierdził, że jest ok. A ojciec upominał jakiś młodych ludzi, którzy zaparkowali kosę na parkingu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz