Strony

poniedziałek, 17 marca 2014

wyrwy w ziemi

We śnie byłam sobą i najwyraźniej byłam w Sochaczewie, bo mama powiedziała, że potrzebuje ode mnie czegoś do zastrzyku dla psa. Bodajże igieł.  Podaję kotu kroplówki, wiec w szufladzie zawsze mam zestawy, wlewniki i igły. Schyliłam się, żeby poszukać, ale nie mogłam namierzyć żadnej igły, same papierki po zużytych. W dodatku szuflada była na dole, przed przednim siedzeniu samochodu i ciężko było mi siedząc, grzebać w niej. W dodatku ojciec, wiedząc, że szukam złośliwie, rytmicznie podjeżdżał samochodem trochę do przodu, po czym hamował.  To mnie bardzo zirytowało, bo dodatkowo utrudniało mi szukanie.

Pamiętam, że zastrzyk dla psa był niebieskozielony, w sporej strzykawce. W każdym razie stanęło na tym, że ja z mama musiałyśmy same skoczyć do mnie na Ursus, żeby zabrać igły z mojego mieszkania. Trasa była kłopotliwa. Najpierw szłyśmy piechotą przez jakieś tereny podmiejskie, mijałyśmy podwórko z otwartą bramą. Na podwórku były psy, widziałam pitbula albo amstafa, do tego wielki owczarek ujadający na łańcuchu i jeszcze jeden duży, którego nie pamiętam dokładnie. A mama jak w transie skręciła tam, prosto do tych psów. Spodziewałam się tego po niej, że będzie dokładnie taką jełopą, że nie zwróci uwagi na to, co się dookoła niej dzieje i wlezie tam. Krzyknęłam na nią, że w ogóle nie patrzy gdzie idzie.

Potem sen się trochę geograficznie poplątał, najpierw na klatce schodowej zobaczyłam otwarte mieszkanie po prawej stronie, piętro pod nami, albo nad nami. Sąsiadka robiła remont, wszędzie walały się pudła i biegały jej małe dzieci. Pamiętam wzorek groszków na pudłach i na ubraniach. Sąsiadka, młoda kobieta wyszła do nas i powiedziała, że ma niespodziewany przypływ (zastrzyk?) gotówki i pojedzie na wakacje. Zapytała, czy mogę zająć się jej kotami, a ja powiedziałam, że jak najbardziej, jednej koleżance pomagam z kotami, to jej też mogę.  Pożegnałyśmy się i poszłam dalej, ale w scenie pożegnania stałam pod jej balkonem, gdzieś za rogiem naszego bloku.

Wreszcie trafiłyśmy na moją ulicę i czekał mnie szok. Od mojego domu, daleko w stronę Niedźwiadka ziała wielka wyrwa w ziemi, tak jakby asfalt rozpękł się wzdłuż ulicy. Domy dalej od mojego bloku były pustymi skorupami, nie miały nawet framug okiennych, były przeznaczone do rozbiórki. Bliżej były w lepszym stanie. Przejście było zablokowane po obu stronach ulicy, biało niebieską taśmą, z napisem: przejścia nie ma. W sumie poszłyśmy aż za daleko szukając przejścia na moja stronę. Postanowiłam wrócić od strony warzywniaka. W sumie było to ryzyko, na chodniku walały się bryły gliny, i istniało niebezpieczeństwo, że mi się droga pod nogami zapadnie, ale musiałam jakoś się dostać.

Zapytałam kobitki jakiejś na ulicy, zdaje się starszej, co tu się właściwie stało, a ona mi na to, że ciepło się nagle zrobiło, a miasto nie przycięło temperatury wody w rurach i miała 30 stopni.  To stopiło zamarzniętą ziemie i powstała wyrwa.  Jedna u nas, druga na Natolinie.

Wreszcie stanęłam pod moim blokiem, który teraz był starą, ceglaną kamienicą. Wejście było osiatkowane, taką jakby wolierą i naprzeciw wyszły mi 3 kudłate rudne norweskie kocury, należące do starszej sąsiadki.

Wreszcie zorientowałam się, że stoję wciąż za daleko od domu i postanowiłam podjechać przystanek autobusem, ale wsiadłam w 1158 i pojechałam na jakieś wiejskie zadupie zamiast do domu. Wysiadłam i nie panikując przeszłam na drugą stronę na przystanek w przeciwnym kierunku. Zapytałam jakiejś babiny, po czym poznać autobus do Ursusa, a ona mi na to uczenie, że po numerze. Tylko, że ja krótkowidz, zanim zobaczę numer i sprawdzę rozkład, to bus podjedzie i odjedzie.  Więc, kiedy podjechało 137 zaryzykowałam, weszłam z przodu i zapytałam kierowcy, czy jedzie do Ursusa. Powiedział, że tak i kazał mi usiąść. Śmieszne, bo chyba oczekiwał, że usiądę na schodkach, ale ja usiadłam na wolnym miejscu z przodu, zaraz za nim. I ta część sny była chyba już wieczorem, bo było ciemnawo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz