Strony

sobota, 15 marca 2014

Dinozaury

Stałam na dachu albo na tarasie budynku, w letni dzień. Niebo było zimno niebieskie, świeciło słońce, budynki dookoła lśniły bielą. Nie podobała mi się ta okolica, bo niska zabudowa zawsze kojarzy mi się z wygwizdowem. Sama byłam grubawym facecikiem, żonatym z niewiarygodnie bogatą kobietą. Tylko, że ja nie byłam w tym śnie bogata, a wręcz miałam długi. Byłam winna pieniądze ojcu mojej żony. Żeby zwrócić dług musiałam coś zarobić, a zarabiałam sprzedając tacos, na ulicy poniżej. Miałam taki kramik na kółkach, z daszkiem w paski i stałam sobie czekając na klientów. Jednak ulica była pusta. 
Wreszcie pojawiła się szansa na zarobek, ponieważ do kramu podeszły dwa szkielety tyranozaurów. Wydaje mi się, że to była para, coś jak stare małżeństwo, tak czy siak wiedziałam, że jak coś kupią to dobrze zapłacą, więc zaproponowałam im tacos. Kupili, jedno białe i jedno żółte, byli bardzo uprzejmi i powiedzieli, że co prawda nie zamierzają ich jeść, ale chcą być dla mnie mili, bo ludzkość niedługo wyginie. 
Wtedy na horyzoncie pojawiły się inne dinozaury, wiedziałam, że są bardzo drapieżne i mogą zagrozić tym uprzejmym, więc poprowadziłam ich przez centrum handlowe, do windy. Windą zjechaliśmy na dół budynku, chociaż miałam wrażenie, jakby to było jednocześnie ostatnie piętro. Szkielety uciekły drzwiami i zniknęły, a ja zostałam w centrum. Nie zobaczyłam napastników, tak jakby nas nie gonili.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz