poniedziałek, 24 marca 2014
terapia
Miałam obronić swoją pracę magisterską, ale w tym wypadku obrona była bardziej dosłowna, bo z racji jakiejś religijnej kwestii (nadmiernej religijności, albo nadmiernego ateizmu) już przed obroną ludzie wydzwaniali do mnie z opierdzielem. W zasadzie nie pamiętam tego ze snu, ale pamiętam, że we śnie pamiętałam te hejty i byłam nimi strasznie zdenerwowana. Do tego stopnia, że poszłam na obronę, nakrzyczałam na wszystkich i po powrocie byłam tak roztrzęsiona, że kolega, który siedział w sali lekcyjnej na kanapie aż zaproponował terapię. Powiedział "Przecież oni ci nawet nic nie powiedzieli, a ty już na nich nakrzyczałaś, ja ci zrobię terapię". W terapii bodajże miał na myśli masaż, albo terapię seksem, albo jedno i drugie. Ale ja nie dosłyszałam i byłam pewna, że chodzi o psychoterapię. Walnęłam się w dresie na kanapę, jak na kozetkę i dostałam komentarz "ale do tego to się trzeba rozebrać".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz