We śnie biegłam od stacji w Sochaczewie w kierunku przejazdu kolejowego. Tę trasę pokonywałam wielokrotnie wracając ze szkoły i przynajmniej raz już śniło mi się, że pokonuję ją w w ten sposób. Znaczy na czworakach, biegnąc. O dziwo bieganie na czterech we śnie szło mi całkiem sprawnie, chociaż w rzeczywistości ludzie nie biegają za dobrze w ten sposób. Ostatni raz tak chodziłam, jako dziecko, na gimnastyce korekcyjnej. Tym razem biegłam ponieważ miałam stać się tygrysem, a moim celem był kontener, w którym siedział inny tygrys. W ramach jakiegoś rytuału religijnego miałam z nim uprawiać seks, a wszyscy mieli uważać na to co robimy. Kontener był ciasny, zrobiony z drewna, a ten drugi tygrys wywalił drzwi i wyskoczyliśmy za mur. Mur kojarzył mi się z takim filmowym murem, pomiędzy cywilizacją, a krainą ogarniętą wojną i chaosem. Za murem znaleźliśmy grób, albo raczej ciąg krypt, zeszliśmy tam i znaleźliśmy ocalałego człowieka, który jednak wyglądał jak szare zombie, bo za długo siedział w ciemności.
W każdym razie nie budził zaufania, jak członek gatunku ludzkiego i nasz rząd chciał go ubić. Wysłał agentów. Szary wycelował w nich maleńki pistolecik, strasznie się zdenerwowali więc chciałam ich uspokoić, że przecież taki mały pistolet niewiele może, ale jak strzelił w niebo na postrach i spadł, w wyniku tego deszcz lawy, to nabrałam szacunku dla tej broni. Rząd podobnie, uznał, że muszą ją mieć więc podpisał z szarym człowiekiem umowę, że uznają go za inny gatunek, wszyscy jego członkowie to wrogowie rządu, ale on nie, bo ma specjalne prawa. Dzięki temu rząd mógł mieć broń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz