Strony

wtorek, 4 marca 2014

most w Wyszogrodzie

No więc, sen sobie ze mnie zakpił. Wczoraj pisałam na drugim blogu o znaczeniu mostów we śnie, a dziś śniłam most i to wręcz zadziwiająco posłuszny most. Ale do rzeczy.
Nadchodził potop, który jak klasyczny potop miał zdmuchnąć ludzkość z oblicza świata i przywrócić porządek w przyrodzie. Tak właściwie miałam na to tylko słowo mojego taty. Nic poza tym nie świadczyło o nadchodzącym potopie więc wykazywałam się rażącym niedowiarstwem i odmówiłam zaokrętowania się na arce. Arka była malownicza, trzeba przyznać, że widok żyrafy ładowanej dźwigiem przemysłowym był ładny, w ogóle żyrafy to ładne zwierzątka, szkoda by było gdyby miały się utopić.
W każdym razie zamiast wsiąść na arkę, postanowiłam wrócić do Warszawy. Rodzina, o dziwo, nie protestowała i dała mi nawet na drogę jakiś warzyw, w tym większość ziemniaków, które wsypałam sobie do babciowego wózeczka. Następnie wywiązała się krótka sprzeczka, bo ja ten wózeczek niosłam, zamiast ciągnąć, a tata nie mógł tego zrozumieć, przynajmniej dopóki nie zademonstrowałam, że krzywizna ulicy powoduje wywrotki i potem trzeba zbierać ziemniaki z ulicy. Wreszcie udałam się w drogę, ale zamiast na stację ruszyłam trasa za domem, prowadząca na wieś. Po drodze mijałam jakieś miejsce zapadliska, a w pewnym momencie nawet zastanawiałam się czy sama się nie zapadnę. Stanęłam pod sklepem spożywczym, na piaszczystej, wiejskiej drodze, w letni dzień i tupnęłam w ziemię. Odpowiedział mi głuchy odgłos pustki, jakby pod moimi nogami była duża, pusta przestrzeń, może jaskinia. Oddaliłam się pośpiesznie, obawiając się katastrofy. Kilka metrów dalej miałam okazję podziwiać efekty takiego zapadania się gruntu. Wielka dziura w piasku, o stromych ścianach, ziała tuż przy samej drodze, a jej trzewiach bawiły się dzieci. Piszę, że się bawiły, ale przynajmniej jedno z nich wyglądało na podejrzanie nieruchome i nie przysięgła bym czy nie było z lekka przysypane białym piachem.
Wreszcie dotarłam do mostu. Był długi i drewniany, suche deski zbielały od słońca, ale w sumie wyglądał solidnie i przeszłam po nim bez problemu. Pewne obawy wzbudziła we mnie długość mostu, ale przecież prowadził on do Wyszogrodu, wiec był z zasady najdłuższym europejskim, drewnianym mostem, więc pogodziłam się z tym. Po drugiej stronie zapytałam rolnika, o trasę do przystanku PKS. Rolnik był miły i mi ją pokazał, ale mówił tak niewyraźnie, że nie zrozumiałam. Tak czy siak, przystanek znalazłam, ale kierowca busa powiedział, że już zrobił dziś trzy kursy i starczy.  Zaoferował mi nocleg, dzięki czemu nie musiałam się martwić o to, co zrobię ze sobą w Wyszogrodzie przez noc. Zresztą wiedziałam też, że zamierzam się z nim przespać. Niestety z przesypianiem się z nieznajomymi w snach bywa ciężko. Najpierw okazało się, że w jego mieszkaniu siedzą moje zołzowate znajome i czynią uprzejmie złośliwe uwagi. Wreszcie okazało się, że gospodarz zajmuje się malowaniem figurek smerfów na kolor sepii i zgubił farbkę. Pod pretekstem szukania farbki poszłam za nim, ale wtedy okazało się, że zapomniałam zabrać leków dla kota, a kanapa nie nadaje się do seksu, bo stoi w salonie, który jest otwarty i widać go z całego domu. Wreszcie zadzwonił budzik, a facet został nieprzeleciany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz