Byłam
na wystawie, którą organizował Królik wspólnie z jakąś organizacją
charytatywną. Wystawa miała prezentować nieznane szerszej publiczności fakty i
ciekawostki naukowe. Jak się dowiedziałam, kosztowała zaledwie 13 dolarów, mimo
tego, że część wystawy zawierała palmy, piasek i tropikalne morze. Pomimo
piasku i morza, całość mieściła się w Warszawie i udałam się na nią z U. i M.
Sama wystawa była interesująca ale nie dopracowana. Podobało mi się stoisko
gdzie dzieci mogły malować kredkami w różnych odcieniach bieli, ale pokaz z
samoopalaczem i drinkiem energetycznym nie wypalił, bo chudy młodzian, który go
organizował, otwierając szafę potrącił trumnę stojącą na stoisku obok. W
trumnie leżał ochotnik udający denata, a kiedy katafalk się zachwiał, składane
harmonijkowe wieko przycięło wzmiankowanego ochotnika w połowie. Zaczął
krzyczeć i miotać się i zobaczyłam, że przypomina Kurczaka z twarzy. W każdym
razie reszta wystawy się nie zapisała w mojej pamięci, no może z wyjątkiem
momentu, kiedy dostałam torebkę z darmową czekoladą.
Potem
było gorzej bo okazało się, że M się na mnie obraziła, bo kiedyś coś
powtórzyłam U, na temat tego co powiedziała jedna znajoma kretynka i teraz
uważa, że jestem plotkarą. To coś dotyczyło przeglądania mapy i kobiecości
podczas jazdy samochodem. Poznali, że to rozgadałam, bo U. użyła identycznego
wyrażenia jak one, tylko ze złośliwym tonem. M. powiedziała, że sobie nie
życzy, żebym powtarzała cokolwiek, co oni powiedzą. Potem zaoferowała się
odwieźć U do domu, a ja zostałam sama na jakimś podwarszawskim zadupiu i nie
wiedziałam jak wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz