Właśnie miałam przygotować swoje sztandarowe danie „gulasz z jaszczura”. Wiedziałam, że poprzednio mi się udało więc i tym razem się uda. Tym, co zwróciło moją uwagę podczas kuchennych przygotowań była leżąca na ławie kobra. Kobra była dziwaczna, długości około metra, biała z różowymi i błękitnymi elementami w okolicy głowy. Kolory łagodnie przechodziły jeden w drugi i wąż wyglądał naprawdę ładnie. Postanowiłam użyć go jako składnika do gulaszu. Powiedziałam o moim zamiarze tacie, a on wziął zaostrzony kawałek metalu i spróbował odciąć gadowi głowę. Nie od razu się to udało, za pierwszą próbą na wężu nie został nawet ślad. Pomyślałam, że to ani chybi jakieś wężowe bóstwo, ale boski czy nie, wreszcie się kark zwierzaka się poddał i kobra została pocięta na dzwonka i ułożona na srebrnej tacy. Taca była dłuższa od węża, a co dziwne, ułożone filety zajmowały ją całą, nawet pomimo tego, że leżały w poprzek. Wyglądało to jakby było więcej węża na tacy niż było w jego skórze. Tacę musiałam zanieść do kuchni, a kuchnia leżała na wolnym powietrzu i prowadziła do niej polna droga. Ze względu na rozmiar tacy, jej przód niósł jakiś chłopak, a koniec ja. Szedł tak szybko, że musiałam prawie biec żeby za nim nadążyć.
Drugi jaszczur do gulaszu, również przypominał węża. Pysk miał trochę jak aksolotl, nie przysięgłabym, że nie widziałam skrzeli. Miał czarną, gładką skórę i przerzuciłam go sobie przez ramię. W dotyku przypominał, żelową podkładkę do klawiatury lub woreczek wypełniony gorczycą, był ciężki i bezwładny. Dookoła panowała noc i pomyślałam, że może w krainie zmarłych wszyscy są tacy czarni i bezwładni, zmieniający kształt przy naciśnięciu. Dowodem na poparcie mojej teorii był czarny, wypełniony taką samą materią, mężczyzna, który mnie minął. Postawą przypominał „Bloated creepera” z Guild Wars2, ale miał koszulę i okulary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz