Strony

wtorek, 26 listopada 2013

czas, ogry i naziści

Dzisiejszym motywem przewodnim były podróże w czasie. Zaczęliśmy tradycyjnie od cofnięcia się w przeszłość, co powinno było być stosunkowo łatwe, więc niezupełnie rozumiem jak mogłam wylądować na jakimś zadupiu, ze złamaną noga i w towarzystwie świni. Może dlatego, że nie byłam sobą ale jakimś chłopcem. Facetom przydarzają się różne rzeczy. Co śmieszne, kiedy wracałam z przyszłości już jako dorosły mężczyzna, wylądowałam dokładnie w tej samej idiotycznej sytuacji.
Co śmieszne, kiedy byłam w przyszłości nasze miejsce startu w przeszłość znajdowało się w czymś co wyglądało jak wnętrze kamiennej wieży, ale sama wieża była wkopana w ziemię. Pamiętam ściąganie grubego, elektrycznego kabla po spiralnych schodach, na sam dół pomieszczenia. Pamiętam ciepłe światło i jakieś złocenia, których ostatnio dziwnie dużo w moich snach. Niestety podczas podciągania źródła prądu do podróży powrotnej, przyłapała nas sprzątaczka i musieliśmy udawać, że my tu też sprzątamy i w rezultacie skończyliśmy układając książki, wyjęte z kartonowych pudeł.
Przed odlotem zdążyłam zabrać jedną z książek i wcisnąć mojemu mentorowi w rękę niebieski hiacynt, dla jego dziewczyny w przyszłości.
O  dziwo skok w przyszłość doprowadził nas znów do złamanej nogi i świni, a w dodatku nasza wycieczka całkowicie rozregulowała bieg rzeczy i kiedy wróciliśmy do naszego czasu wszystko było pokręcone. Przede wszystkim, nie dopuszczono do mnie nikogo, nawet rodziny, żeby nie zaburzać niczego więcej. Chatę otoczono płotem z desek. W środku oprócz mnie byłam ja, ale jako starszy mężczyzna i z zawodu cesarz Japonii, z wyposażeniem w postaci kija.
Potem jako narrator obserwowałam kobietę ubraną w mundur SS rozmawiającą z nieznanym mi mężczyzną. Mówiła z wyraźną dezaprobatą, że teraz po zmianie przeszłości naziści opanowali cały świat i to do tego stopnia, że już nie ma wojny, ale stało się to normą. Przy peronie stała wielka parowa lokomotywa, spowita mgłą.
Potem było dziwniej bo okazało się, że z którejś z wycieczek w czasie dowódca przywiózł ogry. Zwabił je na swój statek i zabrał ze sobą. Ogry nie chciały wsiadać, bo trzeba było zanurkować, przepłynąć pod zanurzoną drewnianą ścianą i dopiero było się na trapie prowadzącym do łodzi. Do nurkowania przekonał je pies, który zawołany wykonał ten manewr bez trudu. Za nim poszły ogry i tak powstała ogrowa gwardia przyboczna dowódcy. Niestety jedno z plemion ogrów właśnie się zbuntowało i dowódca marudził, że przecież to byli jego najwierniejsi żołnierze.
Potem przemknął się przez mój sen ogr alkoholik obawiający się nawrotu nałogu i nauka manier dla ogrowych pań. Prowadził ją siedzący za stołem, w rozkroku, z piwem w ręku dowódca. Wyjaśniał na przykładach, że nie siedzi się w rozkroku, ani nie zakłada nogi na nogę.
Na końcu trzeba było przekazać pewniej kobiecie, przez czas, wiadomość, żeby nie otwierała pewnego listu. Ona bardzo chciała go otworzyć, ale było bardzo ważne, żeby tego nie robiła. Jakaś kobieta powiedziała mi, że trzeba ją zasypać tym przekazem, trzy listy daliśmy innym ludziom, żeby każdy z nich mógł pójść do niej i powiedzieć, żeby nie otwierała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz