Ze snu pamiętam wielką salę gimnastyczną, ewidentnie byłam w
szkole, ale nie mogę powiedzieć, żeby to była któraś ze szkół, do jakich
uczęszczałam. Sala gimnastyczna ma tę cechę, że przez małe drzwiczki wchodzisz
do wielkiego pomieszczenia. W tym wypadku w kątach sali coś się znajdowało, coś
niebezpiecznego, mam wrażenie, że w którymś kącie czaił się smok. Poszłam do
tej sali pomimo obecności smoka, a możliwe, że mając nadzieje, że on zje tego,
z kim poszłam.
Ponadto w innym wielkim pomieszczeniu, przypominającym mi
teatr, lub salę kinową, być może tę salę gdzie uczęszczałam na zajęcia z
medytacji, miał się odbywać wykład z matematyki. Oczywiście wykład z jednej strony
wzbudził we mnie typową pradawną grozę (nie mam najlepszych wspomnień tego
przedmiotu z czasów szkolnych) ale z drugiej wiedziałam, że muszę iść i już
więc nie panikowałam tylko poszłam.
Usiadłam w drugim rzędzie, ale wtedy wykładowca poprosił,
żebyśmy przesiedli się bliżej niego. Wiadomo, w szkole zawsze siadało się jak
najdalej od tablicy. Wstałam i przeszłam do pierwszego rzędu, gdzie
stwierdziłam, że ta przesiadka mnie nie urządza. Po pierwsze moje miejsce
wypadało naprzeciw ściany, a nie sceny, a po drugie, musiałabym strasznie
zadzierać głowę przez cały czas, bo byłam za blisko. Powiedziałam więc
profesorowi, że ja jednak zostanę w drugim rzędzie, odchodząc zauważyłam, że
pierwszy rząd zajęli prymusi, dostrzegłam nawet znajomą z klasy. Zawsze miała najlepsze
oceny, ale na studia nie dostała się za
pierwszym razem. Cóż, może ja nie byłam prymusem, ale wiedziałam gdzie mi
wygodnie.
Przez cały czas miałam wrażenie, złocistości dookoła ekranu
kinowego. Tak jakby złoty pył unosił się dookoła niego. Poza tym na scenie z
prowadzącym stała dwójka uczniów i omawiali jakąś sprawę. Kamera filmująca
ekran zarejestrowała ich, zrobiła zbliżenie i w efekcie na telebimie mogliśmy
podziwiać zoom ucha ucznia, z damskim kolczykiem, uczeń był gejem. Obok mnie za
to siedział schizofrenik, którego poznałam w liceum, skaranie boskie, które
przez co najmniej rok było przekonane, że polecę na jego tłuste włosy, smród
potu i absolutny brak inteligencji emocjonalnej. Nie wiem skąd wziął się w moim
śnie, ale pokazał palcem na geja i zaczął się z niego nabijać, na co odpowiedziałam
mu, żeby pomyślał o sobie, bo z niego również ludzie się śmieją. Nie zdążyłam
mu wyjaśnić dokładnie z czego się śmieją, bo zaczął się wykład.
O dziwo nie dotyczył on matematyki, ale statku. Statek należał
do rasy pochodzącej od roślin, ale antropomorficznej i był po prostu wielką,
ukształtowaną, w jakiś abstrakcyjny kontur gałęzią. Patrząc na nią wiedziałam,
że to statek, ale wątpię, żeby ktokolwiek poza snem rozpoznał w tej abstrakcyjnie
artystycznej kresce, okręt. A jak się okazało, to nie był byle jaki okręt, ale
słynny, legendarny wręcz, znany z przepychu i rozmiarów statek. Wykładowca odpalił jakąś opcję, która
pozwoliła nam w technologii 3D zobaczyć wnętrze statku. Było naprawdę wielkie i
bogate, do tego pełne jakiś zwiewnych zasłon i kotar, bardzo kolorowych. Dwóch
uczniów weszło na statek pomimo zakazu i kotary wypchnęły ich delikatnie ale
stanowczo na zewnątrz. Wyglądało to trochę jakby się rodzili.
Dalej sen trzymał się w klimatach tej roślinnej rasy i ogólnie
gry, w którą gram na sieci. Otóż moja koleżanka, była kimś kto może zaczarować
zwierzę i wejść z nim w mistyczny związek dusz. Cała zabawa z czarowaniem i
wyborem swojego zwierzęcia była jednak poważną kwestią, bo można było kiepsko
wybrać. Ona właśnie na początku sny poszła ze mną na salę gimnastyczną, gdzie
spotkała legendarnego, niszczycielskiego wilka i nie wiedzieć czemu właśnie
jego zaczarowała. To jak się okazało był mega mezalians kulturowy, bo zwierzak
w odbiorze tej rasy był jednoznacznie zły, niszczycielski i generalnie najmniej
odpowiedni do odłowu. Dlatego też ojciec dziewczyny wpadł znienacka do snu i
wilka zabił, co wywołało oczywiście histerię i płacz , bo rozrywanie związku ze
zwierzęciem jest traumą.
Nie jestem pewna jak się to odbyło, ale śmierć zwierzęcia
nie oznaczała jednak jego śmierci, bo stał przed nami, wielkie bydle, całe poranione,
z powbijanymi pod skórę jakimiś
metalowymi odłamkami i wymagał interwencji lekarskiej. Trzymałam go z całej
siły, chociaż w sumie się nie szarpał, a ktoś obcęgami wyciągał z ciała różne
ostre odłamki. W tle histeryzowała ta moja znajoma, a ja ogólnie też czułam
żal, bo zabieg musiał bardzo boleć.
Wreszcie dostałam list od nieboszczyka, z prośbą o
przysługę. Ktoś, kto umarł ale przeżył napisał do mnie, że uciekł po łańcuchu,
który wedle moich informacji powinien być niedotykalny ale okazał się jak
najbardziej dotykalny, również dla mnie. Nie pamiętam o jaką przysługę mnie
poprosił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz