Strony

poniedziałek, 8 lipca 2013

smoki, wilki i statki

Ze snu pamiętam wielką salę gimnastyczną, ewidentnie byłam w szkole, ale nie mogę powiedzieć, żeby to była któraś ze szkół, do jakich uczęszczałam. Sala gimnastyczna ma tę cechę, że przez małe drzwiczki wchodzisz do wielkiego pomieszczenia. W tym wypadku w kątach sali coś się znajdowało, coś niebezpiecznego, mam wrażenie, że w którymś kącie czaił się smok. Poszłam do tej sali pomimo obecności smoka, a możliwe, że mając nadzieje, że on zje tego, z kim poszłam.
Ponadto w innym wielkim pomieszczeniu, przypominającym mi teatr, lub salę kinową, być może tę salę gdzie uczęszczałam na zajęcia z medytacji, miał się odbywać wykład z matematyki. Oczywiście wykład z jednej strony wzbudził we mnie typową pradawną grozę (nie mam najlepszych wspomnień tego przedmiotu z czasów szkolnych) ale z drugiej wiedziałam, że muszę iść i już więc nie panikowałam tylko poszłam.
Usiadłam w drugim rzędzie, ale wtedy wykładowca poprosił, żebyśmy przesiedli się bliżej niego. Wiadomo, w szkole zawsze siadało się jak najdalej od tablicy. Wstałam i przeszłam do pierwszego rzędu, gdzie stwierdziłam, że ta przesiadka mnie nie urządza. Po pierwsze moje miejsce wypadało naprzeciw ściany, a nie sceny, a po drugie, musiałabym strasznie zadzierać głowę przez cały czas, bo byłam za blisko. Powiedziałam więc profesorowi, że ja jednak zostanę w drugim rzędzie, odchodząc zauważyłam, że pierwszy rząd zajęli prymusi, dostrzegłam nawet znajomą z klasy. Zawsze miała najlepsze oceny, ale na studia nie dostała się  za pierwszym razem. Cóż, może ja nie byłam prymusem, ale wiedziałam gdzie mi wygodnie.
Przez cały czas miałam wrażenie, złocistości dookoła ekranu kinowego. Tak jakby złoty pył unosił się dookoła niego. Poza tym na scenie z prowadzącym stała dwójka uczniów i omawiali jakąś sprawę. Kamera filmująca ekran zarejestrowała ich, zrobiła zbliżenie i w efekcie na telebimie mogliśmy podziwiać zoom ucha ucznia, z damskim kolczykiem, uczeń był gejem. Obok mnie za to siedział schizofrenik, którego poznałam w liceum, skaranie boskie, które przez co najmniej rok było przekonane, że polecę na jego tłuste włosy, smród potu i absolutny brak inteligencji emocjonalnej. Nie wiem skąd wziął się w moim śnie, ale pokazał palcem na geja i zaczął się z niego nabijać, na co odpowiedziałam mu, żeby pomyślał o sobie, bo z niego również ludzie się śmieją. Nie zdążyłam mu wyjaśnić dokładnie z czego się śmieją, bo zaczął się wykład.
O dziwo nie dotyczył on matematyki, ale statku. Statek należał do rasy pochodzącej od roślin, ale antropomorficznej i był po prostu wielką, ukształtowaną, w jakiś abstrakcyjny kontur gałęzią. Patrząc na nią wiedziałam, że to statek, ale wątpię, żeby ktokolwiek poza snem rozpoznał w tej abstrakcyjnie artystycznej kresce, okręt. A jak się okazało, to nie był byle jaki okręt, ale słynny, legendarny wręcz, znany z przepychu i rozmiarów statek.  Wykładowca odpalił jakąś opcję, która pozwoliła nam w technologii 3D zobaczyć wnętrze statku. Było naprawdę wielkie i bogate, do tego pełne jakiś zwiewnych zasłon i kotar, bardzo kolorowych. Dwóch uczniów weszło na statek pomimo zakazu i kotary wypchnęły ich delikatnie ale stanowczo na zewnątrz. Wyglądało to trochę jakby  się rodzili. 
Dalej sen trzymał się w klimatach tej roślinnej rasy i ogólnie gry, w którą gram na sieci. Otóż moja koleżanka, była kimś kto może zaczarować zwierzę i wejść z nim w mistyczny związek dusz. Cała zabawa z czarowaniem i wyborem swojego zwierzęcia była jednak poważną kwestią, bo można było kiepsko wybrać. Ona właśnie na początku sny poszła ze mną na salę gimnastyczną, gdzie spotkała legendarnego, niszczycielskiego wilka i nie wiedzieć czemu właśnie jego zaczarowała. To jak się okazało był mega mezalians kulturowy, bo zwierzak w odbiorze tej rasy był jednoznacznie zły, niszczycielski i generalnie najmniej odpowiedni do odłowu. Dlatego też ojciec dziewczyny wpadł znienacka do snu i wilka zabił, co wywołało oczywiście histerię i płacz , bo rozrywanie związku ze zwierzęciem jest traumą.
Nie jestem pewna jak się to odbyło, ale śmierć zwierzęcia nie oznaczała jednak jego śmierci, bo stał przed nami, wielkie bydle, całe poranione, z powbijanymi  pod skórę jakimiś metalowymi odłamkami i wymagał interwencji lekarskiej. Trzymałam go z całej siły, chociaż w sumie się nie szarpał, a ktoś obcęgami wyciągał z ciała różne ostre odłamki. W tle histeryzowała ta moja znajoma, a ja ogólnie też czułam żal, bo zabieg musiał bardzo boleć.

Wreszcie dostałam list od nieboszczyka, z prośbą o przysługę. Ktoś, kto umarł ale przeżył napisał do mnie, że uciekł po łańcuchu, który wedle moich informacji powinien być niedotykalny ale okazał się jak najbardziej dotykalny, również dla mnie. Nie pamiętam o jaką przysługę mnie poprosił. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz