Warszawa wymyśliła nową grę.
Kiedy idziesz spotykasz czasami na swojej
drodze małego plastikowego obywatela i równie małego plastikowego zbója. Zbój
rzecz jasna z maczugą w łapie, rzuca się na obywatela w celu odebrania mu dóbr
osobistych. Kiedy rozgnieciesz zbója, wypada z niego mała śrubka, za dwie śrubki
dostajesz równie małą plastikową figurkę Gandalfa. Figurek jest kilka rodzajów,
więc opłaca się dezbójować okolicę, żeby zebrać je wszystkie. Spędziłam kilka
minut na naszym sochaczewskim przejeździe kolejowym, łapiąc zbója, który kręcił
się pomiędzy podkładami. Był ładny letni dzień, a zbój chował się za kępami
trawy i szynami. Zarobiłam dwie śrubki i wymieniłam je na małego szarego
czarodzieja.
Na większą wyprawę wybrałam się z tatą. W
sumie to było jak wyjście na grzyby, pojechaliśmy do jakiegoś starego kompleksu
bunkrowego porośniętego cienkim laskiem. Pamiętam skakanie po betonowych
krawężnikach, przeciskanie się między drzewami i dużo liści. Przy okazji
poznaliśmy człowieka z bunkra.
Człowiek z bunkra był dość młody jak na
menela chowającego się po krzakach, bo wyglądał na młodszego nawet ode mnie. W
jednym z bunkrów urządził sobie mieszkanie i utrzymywał, że chociaż jest to
niebezpieczne, to wszyscy ewentualni napastnicy wiedzą, że pożałują jeżeli się
włamią. Jednym słowem spędzał czas w trudnym środowisku, ale z pełną odpowiedzialnością
za swoją decyzję i zdając sobie sprawę, że straszenie bandytów, żeby uznawali jego
terytorium, jest zajęciem bez urlopu.
Wejście do bunkra było wąskim korytarzem
zastawionym akwariami pełnymi różnych ryb. Większość akwariów była duża, ryby
też nie małe. Poza tym zajmował się malowaniem i miał mnóstwo obrazów.
Wspomniał nam, że jeżeli powiesi obrazy na zewnątrz to ludzie od razu je
zdejmują.
W pewnym momencie do naszej grupy dołączyła
mama, szłam z nią ścieżką w kierunku bunkra kiedy zobaczyłam żmiję. Całkiem
spora gadzina, była jakiś metr od mamy więc rzuciłam w nią błotną pecyną, żeby
ją odpędzić. Na jawie to powinno było wypłoszyć gada, ale tu go tylko rozwścieczyło.
Parę razy próbowała dziabnąć którąś z nas w nogę, ale wreszcie udało mi się ją
jakoś znokautować. Chyba zamierzałam ją
całkiem ubić, ale mama się nie zgodziła, kazała ją tylko wynieść. Przy okazji
nokautowania żmii, uszkodziłam też jakiegoś zaskrońca.
W końcówce sny gra z początku uległa
modyfikacji. Teraz figurki można było dostać za śrubki za zobaczenie nalepek z
ludzikiem na przystanku. Ale ludzie chodzili i po znalezieniu nalepki
przeklejali ją obok innej, żeby powstała grupa. Za zauważenie grupy trzech nalepek
dostawało się dodatkowe punkty. Kiedy przeklejałam nalepki napadł na mnie jakiś
starszy, gruby, dziad i nawyzywał od chuliganek. Nie mogłam mu wytłumaczyć, że
nie demoluję tylko robię to co powinnam i tak trzeba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz