Strony

czwartek, 27 czerwca 2013

żmija i ludziki

Warszawa wymyśliła nową grę.
Kiedy idziesz spotykasz czasami na swojej drodze małego plastikowego obywatela i równie małego plastikowego zbója. Zbój rzecz jasna z maczugą w łapie, rzuca się na obywatela w celu odebrania mu dóbr osobistych. Kiedy rozgnieciesz zbója, wypada z niego mała śrubka, za dwie śrubki dostajesz równie małą plastikową figurkę Gandalfa. Figurek jest kilka rodzajów, więc opłaca się dezbójować okolicę, żeby zebrać je wszystkie. Spędziłam kilka minut na naszym sochaczewskim przejeździe kolejowym, łapiąc zbója, który kręcił się pomiędzy podkładami. Był ładny letni dzień, a zbój chował się za kępami trawy i szynami. Zarobiłam dwie śrubki i wymieniłam je na małego szarego czarodzieja.

Na większą wyprawę wybrałam się z tatą. W sumie to było jak wyjście na grzyby, pojechaliśmy do jakiegoś starego kompleksu bunkrowego porośniętego cienkim laskiem. Pamiętam skakanie po betonowych krawężnikach, przeciskanie się między drzewami i dużo liści. Przy okazji poznaliśmy człowieka z bunkra.
Człowiek z bunkra był dość młody jak na menela chowającego się po krzakach, bo wyglądał na młodszego nawet ode mnie. W jednym z bunkrów urządził sobie mieszkanie i utrzymywał, że chociaż jest to niebezpieczne, to wszyscy ewentualni napastnicy wiedzą, że pożałują jeżeli się włamią. Jednym słowem spędzał czas w trudnym środowisku, ale z pełną odpowiedzialnością za swoją decyzję i zdając sobie sprawę, że straszenie bandytów, żeby uznawali jego terytorium, jest zajęciem bez urlopu.

Wejście do bunkra było wąskim korytarzem zastawionym akwariami pełnymi różnych ryb. Większość akwariów była duża, ryby też nie małe. Poza tym zajmował się malowaniem i miał mnóstwo obrazów. Wspomniał nam, że jeżeli powiesi obrazy na zewnątrz to ludzie od razu je zdejmują.

W pewnym momencie do naszej grupy dołączyła mama, szłam z nią ścieżką w kierunku bunkra kiedy zobaczyłam żmiję. Całkiem spora gadzina, była jakiś metr od mamy więc rzuciłam w nią błotną pecyną, żeby ją odpędzić. Na jawie to powinno było wypłoszyć gada, ale tu go tylko rozwścieczyło. Parę razy próbowała dziabnąć którąś z nas w nogę, ale wreszcie udało mi się ją jakoś znokautować.  Chyba zamierzałam ją całkiem ubić, ale mama się nie zgodziła, kazała ją tylko wynieść. Przy okazji nokautowania żmii, uszkodziłam też jakiegoś zaskrońca.


W końcówce sny gra z początku uległa modyfikacji. Teraz figurki można było dostać za śrubki za zobaczenie nalepek z ludzikiem na przystanku. Ale ludzie chodzili i po znalezieniu nalepki przeklejali ją obok innej, żeby powstała grupa. Za zauważenie grupy trzech nalepek dostawało się dodatkowe punkty. Kiedy przeklejałam nalepki napadł na mnie jakiś starszy, gruby, dziad i nawyzywał od chuliganek. Nie mogłam mu wytłumaczyć, że nie demoluję tylko robię to co powinnam i tak trzeba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz