Zaczęło się od tego, że omal nie uciekł mi
pociąg. Jest ten moment, kiedy drzwi jeszcze są otwarte, ale istnieje
uzasadnione podejrzenie, że zatrzasną się akurat kiedy będzie się przez nie
próbować przejść. Zatrzymałam się i już miałam zrezygnować ale zauważyłam, że
jakaś starsza pani również zamierza wsiąść i maszynista na nią czeka, a potem
na następną staruszkę, z pieskiem na smyczy. Podbiegłam do drzwi i o dziwo, na
mnie też poczekał.
Same drzwi były z białej dykty i pozbawione
szyby.
Przedział, do którego weszłam był dziwny,
siedzieli w nim prawie sami starzy ludzie. Oprócz nich było jeszcze dwóch młodych
byczków, którzy chyba wsiedli przez przypadek. Trochę się ich bałam. Próba
przejścia do innej części pociągu zakończyła się odkryciem, że przejście nie
istnieje, a za to istnieje wagon ambulatoryjny z igłami, strzykawkami, ścianami
pomalowanymi na biało. Któryś z byczków korzystał z niego, żeby w spokoju
pogadać z kumplem. Wycofałam się, niepewna, czy mi tutaj nic nie grozi.
W miarę jak zatrzymywaliśmy się na
kolejnych stacjach, pasażerów ubywało i wreszcie zostałam w taksówce sama z
jakąś staruszką, która wysiadała na małej stacyjce przy jakiś gospodarstwie. To
był przedostatni przystanek na trasie i poradziła mi jak dostać się do PKSu
kiedy już wysiądę z pociągu. Moja stacja nazywała się „Stary Zamek”. Przez „stary” rozumiem – były, nieużywany,
może kiedyś tam był, ale dziś są tylko pola i odległy przystanek PKSu. Nie
byłam pewna czy w ogóle na niego dotrę, nie wiedziałam gdzie jadę.
W jednym ze snów pojawił się chłopiec,
którego rodzice wzięli, a następnie oddali do domu dziecka. Opowiadałam mu
bajkę, wyczarowując ją jednocześnie. Bajka dotyczyła domu ciotki Marysi i
jakiejś posiadłości na maleńkiej wysepce. Wysepka mieściła rezydencję, plac
zabaw i staw i jakieś zło.
Ponaddto mijałam staw przy torach i
widziałam, że większość zasypali, ale tą część w rogu pogłębili i zalewają
wodą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz