Strony

piątek, 7 czerwca 2013

muszkieterowie

W dzisiejszej wariacji na temat trzech muszkieterów, król podarował żonie nie brylantową kolię, ale wisior z wielkim fioletowym kamieniem w kształcie łzy. I źle zrobił, bo to był amulet ochronny i nie powinien był go oddawać nikomu. Zwłaszcza żonie, która jak tylko wykombinowała, że idzie na stos, oddała go na pamiątkę kochankowi. Trochę się tu opowieść zapętla, bo na stos poszła właśnie za oddanie kamienia kochankowi, ale nie ma się co czepiać;  jak na sen jest i tak całkiem spójna.
No więc mamy scenę typowej egzekucji, plac pełen gawiedzi spragnionej rozrywki, podwyższenie na gilotynę, na środku podwyższenia stos, a na stosie pęczek kobiet (król hurtem pozbywał się pomagających żonie dam dworu). Oczywiście, następuje klasyczna akcja ratunku i na scenie pojawiają się dzielni muszkieterowie, uwalniają damy z pęczka, cap króla za rękę i w nogi.
Tak coś tu nie gra, nie widzę, czy zabierają królową, chociaż powinni, za to wleką za sobą króla, w dodatku gubiąc go po drodze. Plan zakładał zabranie króla w spokojne miejsce, wciśnięcie mu odzyskanego amuletu w rękę i stwierdzenie, że podczas egzekucji kamień wypadł z kieszeni jednego z obecnych duchownych (jako, że nie ma stosu bez kleru). Następnie miał być happy end. A oto jak wyszło.
Na początek zgubili króla. Po drugie nie zabrali królowej. Wzięli kilka dam, co byłoby dobrym początkiem gdyby nie wpadli na pomysł, że należy jedną z nich (gołą jak święty turecki nawiasem mówiąc) złapać za blond kłaki i poderżnąć jej gardło od ucha do ucha. Zaznaczam, że  poderżnięta dama, padła na ziemię gdzie się zaczęła miotać jak ryba wyjęta z wody, mimo faktu bycia martwą, który sugerowałby raczej pozostanie w bezruchu. Następnie jeden z naszych bohaterów siadł jej na plecy i dalszą drogę odbył jadąc  na owej damie, posuwającej się ruchem wężowym po glebie, w chmurze motyli (o ile dobrze pamiętam). I dziwić się tu, że w całą sprawę zamieszany jest stos…
Ogólnie kiedy już dopadli do swojego schronienia w kanałach, pół miasta miało okazję zobaczyć na własne oczy jak wygląda czarna magia, bo po drodze miały miejsce również inne upiorne ekscesy, których nie pamiętam.
  Na miejscu naczelny muszkieter, smark o wyglądzie disnejowskiego Aladyna, wcisnął amulet w rękę swej matce staruszce i przykazał jej zanieść go królowi, z wiadomością, że znalazła go kiedy wypadł księdzu. Efekt byłby lepszy, gdyby kobiecina nie była głucha jak pień i nie trzeba by było jej to trzy razy powtórzyć, wrzeszcząc na całą piwnicę. W każdym razie złapała kamień i poszła.
Wtedy zaczęło się źle dziać. Policja miała specjalnie tresowane konie wykrywające narkotyki, które właśnie trafiły na ich ślad. Niektórzy z nich zostali wyłapani na mieście, zanim dotarli do kryjówki. A jedna kobieta, która z nimi była, nie wiem czy nie czasem ta poderżnięta (wołali na nią Lamia) zniknęła porwana przez niewidzialną siłę.
Niewidzialna siła zabrała ja do mieszkania w bloku, zalanego wodą tak gdzieś do wysokości metra z kawałkiem. Co dziwne, kiedy stała i kiedy siedziała w fotelu, woda zawsze sięgała jej do szyi. Po mieszkaniu kręcili się zwykli mieszkańcy ignorując ewidentną sytuację podtopienia. Generalna idea była taka, że kobieta jest już martwa i musi ponieść odpowiedzialność i podjąć swoje obowiązki.
To wszystko do kobiety mówił prostokątny szklany basen-akwarium, znajdujący się w miejscu ławy. W basenie wiły się tajemnicze wstęgi i spirale. Kobieta powiedziała im, że musi się zastanowić, bo kiedy już podejmie swoje obowiązki to będzie musiała przejąć też te należące do niego.

Tymczasem nasz muszkieter postanowił wydobyć grupę z impasu i kontratakować. Zebrał swoich opryszków na rynku i kazał im zaopatrzyć się w krótką broń do walki w zwarciu. Wszyscy przynieśli noże i tym podobne i tylko Jarecki przyjechał zardzewiałym zdezelowanym czołgiem z włócznią w ręku i oświadczył, że chyba nie wyobrażamy sobie, że on będzie walczył nożem.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz