Strony

czwartek, 13 czerwca 2013

w obronie zioła

Rodzice się uparli pojechać w tatry ( czyli jak się okazało pójść na spacer do Gradowa), a ja zabrałam ze sobą zioło - w sztabkach. Nie wiem jak, ale ważyło w tej sprasowanej postaci mega dużo.Uznałam, że muszę ukryć te sztabki i jedna z nich schowałam w krzakach po drodze, dwie na miejscu wetknęłam pod nawis skalny, razem z dokumentacją poprzedniej imprezy urodzinowej (3 segregatory i encyklopedia), a jedną ugniotłam w kulę jak plastelinę i tak ją gniotłam do końca wizyty.
Rodzina nie do końca łapała co to za kula, ale miała swoje podejrzenia, bo rozmawialiśmy głównie o właściwościach zioła.
Wyjeżdżając nie chciałam tego ciężkiego draństwa wozić, zwłaszcza, że miałam więcej w domu. Nie byłam pewna, czy ziołowe sztabki przetrwają zimę, więc zdecydowałam, że oddam je turystom, ale nie chciałam, żeby połączyli to ze mną więc zabrałam z kryjówki dokumentację imprezy. Jak się okazało zawierała nazwiska i telefony uczestników i protokół z głosowania nad decyzją o paleniu. Przy okazji dostało mi się od ciotki, że moja kuzynka wpisała się tu ze swoim numerem i potem ją telefonicznie prześladowano. Zapewniłam ciotkę, że na pewno nie i musiałam się zebrać szybko, bo rodzina już zaprzęgła bryczkę i ruszała galopem.
Na szczęście złapałam ciągnącego ją konia i zdołałam na niego wskoczyć. Drogę do domu jechałam na nim marudząc, że musimy wlec jeszcze bryczkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz