Byłam więźniem centaurów na statku, umiejscowionym na lądzie. Moją poduszką był diament, a żeby było mi wygodniej wybrałam sobie większy i czystszy, żeby się na nim wyspać. Byłam jak zwierzę domowe, trzymana w niewoli, ale nie skrzywdzona.
Dlatego kiedy przyszła gwiazdka liczyłam na prezent. Faktycznie, na ulicę przy której mieszka Dorota, wpadł w nocy święty Mikołaj, ale wyglądał jak wielki niebieski człowiek. Roznosił prezenty, ale mi niczego nie przyniósł. Bardzo tego żałowałam, nawet kusiło mnie, żeby wziąć sobie coś z jego worka, który położył koło mnie na pokładzie. Wyjęłam z niego duży pierścień z czarnym oczkiem, prawdopodobnie z onyksu. Potrzymałam go chwilę w dłoni i odłożyłam na miejsce, a wtedy Mikołaj odszedł zostawiając mnie bez preznetu.
W drugiej części snu, byłam w szkole, a szkoła była w Korei. Sam Kim miał z nami lekce, a ja wiedziałam, że jestem spóźniona. Odnosiłam pudełko na narzędzia do szatni, żeby je tam zostawić, ale recepcjonistka nie chciała go przyjąć. Kiedy skończyłam z nią gadać zorientowałam się, że lekcja się zaczęła i jeżeli wejdę teraz do sali, spóźniona to Kim mnie na pewno zapamięta. Uznałam, że lepiej się nie pokazywać wcale i ominęłam kilka lekcji, żeby nie pomyślał, że nie przyszłam tylko na jego.
Spotkałam za to nauczycielkę, która też była jakąś dyktatorką chyba., bo kiedy wstałam żeby powiedzieć jej dzień dobry, rozzłościła się i kazała mi usiąść, bo nikt nie śmiał stać w jej obecności. Faktycznie wszystkie dzieciaki siedziały na ziemi, po turecku. Oszukałam ją, że poderwałam się z radości na jej widok i zaczęłam mówić pochlebstwa, udając że szalenie lubię ten reżim. Zdziwiło mnie jak ona łatwo łyka te oszustwa. Doszłam do wniosku, że dzieje się tak, bo mówię to co ona chce usłyszeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz