Byłam facetem i byłam w ciąży. Dość dziwaczne, ale jak do tego dołączyć zjazd rodzinny ciotek i pociotków czekający na poród i wywierający presję, to robi się naprawdę niezręcznie. Lekarz przychodził sprawdzać kał i potwierdził, że sranie białą fasolą i całymi parówkami jest niechybną oznaką porodu. Cały sen czekałam na skurcze ale nic się nie działo. Wybudziłam się kiedy usłyszałam płacz dziecka i znów zapadłam w sen.
Tym razem byłam ciężarną kobietą i stałam obok naszego starego samochodu, przy jakiejś stacji benzynowej. Do dystrybutora był przywiązany wyżeł na łańcuchu. Miał skórzaną uprząż, jakby ktoś oczekiwał, że uciągnie całą stację benzynową. Wreszcie poród się zaczął (chyba) kiedy na Pacyfiku wybuchł wulkan. Patrzyłam z góry na mapę świata i widziałam efekty. Wulkany nie zobaczyłam, bo był pod wodą, ale przyjrzałam się dobrze kilku rozchodzącym się falom tsunami i słyszałam daleki huk wybuchu. U nas woda była po kostki, ale widziałam kraje gdzie zalane zostało dosłownie wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz